Dziennik budowy - i trochę retrospekcji
Tak sobie siedzę i myślę..............
Zastanawiam się, czy ze mną jest coś nie tak, że z ludźmi chcę życ normalnie? Czy w dzisiejszych czasach już nie warto?
Może ta pgoda mnie tak nastroiła,a może to, że przez nią z mężem przemokliśmy do suchej nitki dzieląc po południu działkę dla klienta.........mokliśmy my, sprzęt i 4 bociany na dachu stodoły.
A RZECZ DOTYCZY MOICH PRZYSZŁYCH SĄSIADÓW.
Spokojni ludzie po 50, sąsiadka więcej nerwowa, ale myślałam, że na to nałożyło się wiele nieprzyjemnych spraw. Jakiś czas temu mieli między sobą problemy, sąsiadka też ze sobą, a że byłam jedyną "babką" często pojawiającą się koło jej domu - to kobieta zwierzała się szukając powiernicy. Mi to nie przeszkadzało bynajmniej, bo wiem, że nic tak nie pomaga jak zwyczajne wygadanie sie komuś, kto słucha.
Nie za bardzo układały się im stosunki z sąsiadami "po drugiej stronie płotu" - pomyślałam, a co będzie jak ci ludzie się kiedyś wprowadzą? ale nic nie mówiłam.....nie wypowiadałam się też kiedy opowiadała, jak to bardzo nie chciała, żeby ci drudzy się tu budowali
Sasiedzi zaczęli budowę dwa lata temu. "Musieli" sobie wybudować część sieci wodociągowej, do której podpięli się "tamci". Niesnaski wyniknęły na polu finansowym - ci drudzy nie zwrócili sąsiadom części poniesionych nakładów.
Minęło półtora roku, w ostatnich dniach to my jesteśmy na tapecie do obgadywania, bo "poprawne stosunki dobrosąsiedzkie" zostały kupione - czyli ponoć się rozliczyli - ale nie pół na pół, tylko - podejrzewam, że przy jednej z kawek - doszli do wniosku, że skoro młodzi( czyli my ) się budują obok, to podzielmy to na trzy.
O co mi zatem chodzi, zastanawiać się będzie wielu z Was???
A o to, że nikt z moich sąsiadów nie zauważył, że do ich wodociągu jeszcze się nie podpięliśmy i że nic w najbliższym czasie na to nie wskazuje. A od ponad tygodnia dzień po dniu jesteśmy nagabywani: - kiedy się rozliczymy?
Czuję się bardzo niezręcznie, gdyż sąsiadka robi juz tzw. miny, nie odpowiada na dzień dobry - więc głośno czasem po trzy razy krzyczę
Ale to nic jeszcze..........
Szkopuł w tym, że my dostaliśmy warunki do wpięcia do nieistniejącej sieci w drodze gminnej - przed naszym domem - "ich" wodociąg jest zaś z tyłu działki za ogrodzeniem. Dziwne, prawda?
Napisaliśmy pismo do gminy, co z tym fantem? Kiedy zatem wybudują sieć, ewentualnie, gdzie mamy się wpiąć?
Czekamy zatem na odpowiedź, sąsiedzi o tym wiedzą ale nie rozumieją.
Dla mnie ich roszczenia w takiej sytuacji - czyli braku uregulowań prawnych - pachną lekko wyłudzeniem
Czyżby wyczuli, że naiwni jesteśmy ?- opowiadałam im w dobrej wierze, jakie problemy mamy z ekipą - z resztą sami też widzieli w jaki kanał nas ta ekipa wpędziła......
W marcu z mężem stwierdziliśmy nawet, że skoro mamy sąsiadować ze sobą przez najbliższe kilkadziesiąt lat, to na ZASADACH DOBROSĄSIEDZKIEJ PRZYSŁUGI, żeby niepotrzebnie nie tracili kasy, zrobimy im za friko inwentaryzacje powykonawczą budynku. I było ok.
I jakież oczy mój mąż zrobił w sobotę- podczas kolejnej rozmowy o wodociągu - jak się dowiedział, że skoro nie chcieliśmy od nich kasy (a nie wzięliśmy, bo uważałam, że to żenada, że ja nie zbiednieję a im się przyda i zostało im w kieszeni 800 zł), to oni nie będą się upominali o partycypowanie przez nas w kosztach zasypania tłuczniem paru dziur w gminnej drodze. Tyle tylko, że dziury zrobiły auta dowożące im materiał na budowę i było to na półtora roku przed zakupem naszej działki.
I tym samym przestało być miło. W mojej głowie ich tok rozumowania mi się nie mieści. I nie wiem już czy ja mam dzisiaj słabszy dzień, czy nie ma już granic ludzkiej bezczelności. Może jutro spojrzę na to wszystko pod innym kątem, ale dzisiaj jest mi z tym źle i wypisać się w dzienniczku musiałam.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia