Dziennik budowy - i trochę retrospekcji
Zjadło mi przed sekundą dłuuuuuugie zapiski dziennikowe, myślałam, że będzie krótko, wyszło mi dłużej, Świercza nie posłuchałam i guzik z tego miałam hahaha…. i nie wiem czy cokolwiek dam radę odtworzyć.
A było o tym, jak to życie na mojej budowie wolno płynie, że nic prócz zagęszczenia stempli do soboty nie zrobili , że inwestorek teraz pojechał, żeby sprawdzić co i jak a ja zostałam w domciu.
I że muszą włączyć dopalacze, bo jak tak dalej pójdzie to czarno to widzę, gdyż na koniec sierpnia przywożą z tartaku więźbę, a i moja dachówka na placu hurtowni przeszkadza, więc też chcieliby ją już wywieźć, no i te moje plany z tygodnia na tydzień w łeb biorą…
W maju, kiedy była ładna pogoda – to był przestój , w czerwcu 9 dni roboty i zmiana ekipy , a w lipcu, jak nie padało - to nanosili po poprzednikach poprawki i szalowali strop…….i w dalszym ciągu go nie mam.
Znacznie wydłużył się zapas jaki brałam pod uwagę PLANUJĄC.
Pisałam też o tym, jak to nie wiem ile w rzeczywistości wyniesie mnie stan surowy zamknięty, bo NIC nie udało mi się kupić po kosztorysowych cenach. Już wiem, na czym mogłabym przyoszczędzić , ale wówczas w takim domu nie chciałabym mieszkać , zatem wydaję pieniądze dalej, ale bez fajerwerków, czyli np.drewnianych okien ( za które w stosunku do kosztorysu musiałabym zapłacić 400% więcej).
A dzisiaj z wrodzonym sobie czarem i uporem mimo wszystko , zaczęłam planować kolejne zakupy, bo bank przelał mi kolejną transzę kredytu ( NAWET NIE WIEM KIEDY RZECZOZNAWCA ROBIŁ ZDJĘCIA A MIAŁAM NIEPOZAMIATANE ), a skoro naliczają już odsetki, to głupio żeby kasa na koncie tak sobie leżała.
Na liście do wyceny umieściłam:
- całe orynnowanie
- nieceramiczne dodatki do dachu
- folię wysokoparoprzepuszczalną – na której temat wiedzę zdobywam
- okna dachowe – 7szt + wyłaz na dach
- „ulubioną” wełnę – o której czyt. w komentarzach
- klinkier do obmurowania kominów
I jak to w moim przypadku bywa ...– „pod latarnią najciemniej” i „najszybciej – najdalej” – co oznaczać ma, że Wrocław mi odpowiedział a Legnica jeszcze przysypia.
A że o kominie była mowa – ba...... nawet temu ustrojstwu cały wpis poświęciłam – to nie należy nigdy myśleć, że jak bitwa wygrana, to cała wojna również. Otóż auto, które jechało do producenta PO MÓJ KOMIN, całe w szoku chyba było - bo zepsuło mu się sprzęgło i komin dojechał dopiero dzisiaj.
Poza tym mąż wrócił z „placu boju „ – gdzie dokonało się szalowanie balkonów, gzymsów pod balkonami i również ustalenie między PANAMI, że stempli zabraknie ( a było 200 szt ) pod wykusz pokoju nad wejściem. Uradzili, że doleją razem z kolumnami później, tzn. jak wyschnie strop z gruchy i zdemontują TAMTE stemple. I znów musiałam wkroczyć do akcji, bo nikt nie domyślił się o ile w czasie się to przedłuży, że ścianki kolankowej nie będą mogli stawiać, ale za to będą dmuchać żeby szybko wyschło. O nie panowie, za dmuchanie to ja nie płacę – robić tak, żeby (było dobrze chciałam napisać ) stempli starczyło i było wylane za jednym zamachem. I wypadałoby dodać, że niestety dokupienie nie wchodzi w grę, bo a- nie ma na to czasu, b-tartaki mają wstrzymane dostawy z nadleśnictwa.
Napisałam rymowankę w przypływie chwili i poszło w powietrze, a szło coś tak:
Nowy dziennik – jeśli redakcja pozwoli – będzie miał tytuł :
„ Jak to Agnieszka budowała i krew ją zalewała, w końcu skończyła i winko sobie wypiła.”
A potem kontynuacja :
„Teraz kafelki w kuchni kładzie a mąż w łazience zaciąga gładzie – już tego nigdy nie zrobię – tak myśli sobie.
Ze ścian kable wystają – bo elektryk zrobił ją w balon, tynkarze wściekli – ach gdzie ten elektryk?
Mężu kochany, zaciągajmy rękawy, bierzmy się do roboty, bo ludzie śmieją się za płotem…………tak dwa lata mijały a my wciąż jacyś niedoskonali…….
Skarbie, to nie twoja wina - wszak wiedzę Muratora czytając nabyłaś, a że wszyscy wyjechali, to brnijmy w to dalej sami .
Och nie wina, nie wina, wszak dobrego inwestora poznać po tym jak kończy a nie jak zaczyna.”
I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis – który dokonał się na prośbę pewnej osoby oraz mojego strachu , żeby myszy ciuchów mi nie pogryzły – i uroczyście oświadczam, że wkleję w 2008 roku zdjęcie z historii Bożonarodzeniowej – czyt. w komentarzach – bo determinacja u mnie jest WIELKA, a marzenia się spełniają.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia