"Pamiętnik znaleziony w betoniarce" - Yemiołka + Jano
NACZINAJEM TWISTA
[początek maja]
W końcu zapięliśmy projekt na ostatnią krzywą pętelkę. Nadszedł czas na złożenie projektu zamiennego, a więc czeka nas kolejny test umiejętności komunikacji interpersonalnej, a być może także kontrola innych zdolności – takich jak bezbolesne przenikanie przez ściany urzędów, z dbałością o nienaruszalność tynku, delikatne podkładanie projektu w ciche miejsce wymoszczone w najniżej szufladzie, precyzyjna utylizacja starych planów i ucieczka na palcach z siedliska biurokratycznej rozpusty. W ramach wprawek do potyczek z urzędnikami Janusz ćwiczy na mnie dar przekonywania, próbując mnie namówić do pozmywania naczyń. Nie idzie mu zbyt dobrze, więc w tajemnicy trenuje jednak to przechodzenie przez ściany, o czym świadczą świeże guzy na jego czółku, kiepsko maskowane grzywką.
Tymczasem inwestycyjna maszyna powoli rozkręca swoje nienaoliwione trybiki. Błocko przeschło, a jego pozostałości kwilą fałszywie pod tonami morderczego gruzu. Oczywiście niezauważalnie minęły te chwile, gdy człowiek chcąc przeczytać coś relaksującego w „Autogiełdzie” [uwielbiam dział „Różne” za jego perełki absurdalności – kiedyś ktoś uparcie ogłaszał tamże chęć zamiany grobowca na Grabiszynku na samochód 4-osobowy], natrafiał jedynie na anonse: „gruz – oddam za darmo” [i niekoniecznie w dobre ręce]. Teraz podobne rewelacje uciekły spłoszone, ustępując miejsca błaganiom: „gruz przyjmę”. Co potwierdza teorię o złośliwości rzeczywistości jako takiej.
Trzeba więc się uciec do percepcji własnej i cudzej i szukać gruzu na węch. No i niby jest tu i tam, np. potłuczony można dostać w kruszarni koło ul.Popowickiej - po 6 zł/tona, ale zeżarłby nas dowóz do naszej dziury – średnio 50 zł za godz. pracy ciężarówy, a zanim takowa przebije się przez miasto i dowlecze do nas to ho-ho... Sąsiad przyłącza się do boju i udaje nam się namierzyć pierwsze 8 wywrotek [25 zł za każdą, z transportem]. Wynajmujemy też fadromę z naszej wioseczki, która ten śmietnik zgrabnie roluje wzdłuż ścieżki. Kolejne partie gruzu załatwia fadromiarz. W efekcie stajemy się szczęśliwymi posiadaczami 70 metrów pseudodrogi, co kosztowało nas ok. 750 zł [i prawie tyle samo sąsiada]. Teraz można po niej śmiało zasuwać, aczkolwiek danymi o jej wytrzymałości dysponuje tylko Wielki Mannitou.
W wielki dla naszej budowy czwartek Janusz wyrusza w swe rodzinne strony na rekonesans z Ojcem-Wyjadaczem. Trzeba wybrać więźbę – a więc drzewka szumiące jeszcze z entuzjazmem w milickich lasach, błogo nieświadome przyszłości. Poza tym stoi otworem wytwórnia bloczków betonowych, którą trzeba spenetrować.
Siedzę sobie w domu, gdyż na skutek nagłych skomplikowań życia to ostatnio moje główne zajęcie :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia