"Pamiętnik znaleziony w betoniarce" - Yemiołka + Jano
POD PRĄD[EM]
[maj, pachną bzy]
Podpisaliśmy umowę z Zakładem Energetycznym. Ta przyjemność kosztowała nas 1300. Do tego dojdzie oczywiście koszt skrzynki i paru innych gadżetów. Klnę, że to zdzierstwo, dopóki nie przypomnę sobie, że sąsiad rok wcześniej za samą umowę zapłacił 7.000.
Dowiadujemy się telefonicznie, co trzeba zrobić, aby popchnąć sprawę dalej. Musimy dostarczyć do Środy Śląskiej dwie mapki i oryginał aktu kupna...
Na miejscu wszystko okazuje się znacznie prostsze. Papierzyska nie są potrzebne, w związku z tym, że cała dokumentacja powstała przy okazji załatwiania tej kwestii przez sąsiadów. Jest tylko jeden ból – sąsiedzi mają prąd, a my nie. A przede wszystkim nie mamy małego detalu – słupa energetycznego. Powinien być, a jednak....
Są trzy hipotezy odnośnie jego niebytu:
1. Nigdy nie istniał, gdyż były właściciel działki nie dołożył swoich trzech groszy do zrzutki.
2. Przez chwilę był, leżąc w opłotkach i oczekując z wrodzoną cierpliwością na uregulowanie wyznaczonej doli.... A potem wszelki ślad po nim zaginął.
3. Był do środy, do godz. 04:57 czasu moskiewskiego, ale boginowi z odległej galaktyki coś utkwiło w pożółkłych zębach i zastosował go jako wykałaczkę......
Tak czy owak coś trzeba wykombinować. I drąg w tym przypadku niestety nie wystarczy – musi być to solidny słup, który wytrzyma duże obciążenie.
No to kombinujemy.
Elektryk poznany w Energetyce przyjechał na miejsce zbrodni i zaproponował rzecz następującą: pociągnięcie kabla w dół po słupie sąsiada [jakieś 6 m] i założenie na dole badziewiastej skrzynki budowlanej - wycenił to na 1200 zł! [w tym koszt materiałów]; stamtąd prąd mielibyśmy ciągnąć gigantycznym przedłużaczem. Nie decydujemy się na to, bo nie chcemy mieć na sumieniu potencjalnych ofiar w postaci np. Sierotki Marysi z jednym okiem, która w deszczu, po pijaku zapląta nam się w kable. A poza tym to za drogo jak na takie prowizoryczne rozwiązanie.
Na razie wstrzymujemy się, musimy pokombinować jeszcze inaczej.
Ha, co dwie półgłowy to nie jedna!, jak mawiali Starożytni Indianie . Pozderzały nam się komóreczki i wpadliśmy na trop małomiasteczkowego elektryka Bolka oraz słupa z trupa sosny, leżącego smętnie w lesie i czekającego lepszych czasów. Oba indywidua powinny przybyć do nas pierwszego dnia budowy, z transportem wszystkich niezbędnych gratów.
Lżej będzie płynąć Z PRĄDEM.... plum!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia