"Pamiętnik znaleziony w betoniarce" - Yemiołka + Jano
NAPRZÓD MARSZ!
[04-05.06.2002]
Wróciliśmy do domu nabuzowani. Nie zdążyliśmy dopaść jeszcze żadnego telefonu, gdy przyjechał mój Ojciec. Jak pepesza szybkostrzelna wypluwam słowa o kretynie, a Ojczulek tendencyjnie przypomina nam o bezsensie – geodetę trzeba było wziąć po koparze. Nooo, teraz już wiadomo, Nowej Gwinei nie odkrył. Tak sobie bajdurzymy, aż tu Ojciec flegmatycznie i mimochodem wyłożył nam cel wizyty – przybył z drobną informacją jako nośnik „połączenia przekazanego” [bo kontakt z nami przypomina ostatnio „głuchy telefon”, gdyż nie mogąc już żyć bez wydatków – to naprawdę uzależnia! - zgubiliśmy obie komóry; znowu trochę kasy pójdzie na przywrócenie łączności; póki co, jeśli nie uda się telefonicznie złapać Janusza w pracy, trzeba potem obdzwaniać Rodzinkę, mieszkającą na drugim końcu miasta, i ona przekazuje nam wieści]. No więc tak: dzwonił Teściu i wydał rozkaz, że jutro Janusz ma być w Miliczu o 5:30 po całą ekipę. O cholera! Jest już prawie 22:00, Jano jeszcze musi wpaść na trochę do robótki i w dodatku rozpada nam się samochód i nie wiadomo, jak długo wytrzymają te sznurki, którymi jest powiązany. Na szczęście mój Tato ma teraz wolne i proponuje, że on zrobi ten kurs. O, jak fajnie...
Karawana zwala się na miejsce pamiętnego dnia 05 czerwca Anno Domini 2002, przed 8:00 [pakując od razu półdupkiem w pole cebuli autochtonów i Janusz musi się z nimi zaprzyjaźniać w trybie natychmiastowym; jakoś nam to wspaniałomyślnie wybaczyli, za te piękne oczy...]. Wyładunek trwa do 12:00. Potem chłopaki łapią się za szopę, a pan Bolek wskakuje na słup i walczy z kablem. Janusz zabiera nas [czyli resztę rodzinki w postaci mojej, Majowej i psiej] na działkę koło 20:00 – akurat zdążyliśmy na premierę: na pierwszy dźwięk płynący z radia podłączonego do NASZEGO PRĄDU! Hej i ho! Równaj!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia