"Pamiętnik znaleziony w betoniarce" - Yemiołka + Jano
MORZA SZUM, PTAKÓW ŚPIEW...
[24.06.2002]
.... złota plaża pośród drzew. Siedzę na leżaczku, pod pasiastym parasolem, wyglądam idiotycznie, ale mało mnie to obchodzi. Pomyśleć, że jeszcze przed chwilą były tu muldy błotne, oblepiające buciory jak rzep psi ogon. Teściu na szczęście stanowczo stwierdził, że w takim syfie robił nie będzie i posłusznie zamówiliśmy piach, by wysypać teren przed chatką. Ale fajnie się zrobiło! [jeszcze nie wiem, że za chwilę złotą plażę rozjeżdżą ciężarówy tak, że pozostanie po niej tylko nędzny ślad w postaci złotego klepiska ]. Maja ma do dyspozycji hałdę mięciutkiego piaseczku do murarki, który chwilowo stoi odłogiem i może służyć jako teren wielkich eksploracji i materiał na babki [i na dziadków - dodam, by nie być posądzona o damski szowinizm ].
W związku z tym Mai i mi, jako osobom niebezpośrednio budującym, chwilowo nie doskwierają bolączki rodzin porzuconych na czas budowy – Janusz wpada po nas po pracy i wszyscy zasuwamy na działkę; on potem grzebie się w fundamentach, a my łazimy po chaszczach i szukamy ślimaków, rozbijamy kolana, oglądamy zachody słońca i pieczemy kiełbachy. Dzięki temu w domu nas prawie kompletnie nie ma, ale przynajmniej w ten dziwny sposób jesteśmy RAZEM. A to lubimy najbardziej...
A teraz krótkie sprawozdanko z ostatnich dni, by dogonić uciekający czas.
1. Przez kilka pierwszych dni leje; ekipos przygotowuje plac budowy, wiąże zbrojenie i non stop wypompowuje wodę z wykopu [elektryczną pompką z Castoramy, nieco ponad 100 zł; sprawdza się!; zresztą MUSI się sprawdzać, bo wypożyczenie fachowej pompy do odciągania wód kosztuje krocie].
2. Nad naszą działką unosi się kłąb słów niecenzuralnych, odradzający się wciąż jak feniks na widok zbyt głębokiego wykopu i świeżych kropli deszczu. Przez tę piekielną dziurę wszystko jest rozbabrane i prace się opóźniają. Decydujemy się na pełne szalowanie, choć nie było tego w planach. Dobrze że zostało trochę dech z baraku – przydadzą się, resztę trzeba dokupić [ok. 250 zł].
3. 12.06. – układanie szalunków.
4. 13.06. – zawieszanie zbrojenia.
5. 14.06. – wylewanie ław; musimy zamówić betoniarę z pompą, bo nie da się wjechać głębiej na działkę – taka przyjemność niestety kosztuje [250/h + 200 zł netto – ryczałt za dojazdy!; jeśli pomnożyć to * 3, gdyż pompa potrzebna będzie jeszcze podczas zalewania chudziaka i stropu, zrobi się z tego piekielna kwota ]. Siłę to ustrojstwo ma nieziemską, ale na szczęście nie rozwaliło nam szalunków. Poszło 13 m3.
6. 15.06. – ziemię między ławami wysypujemy warstwą piachu, bo nie da się po niej łazić – mokro, ślisko i do domu daleko. Przyprawiamy to następnie środkiem odkażającym, na kategoryczny rozkaz mojego Ojca, pomnego resztek szamba, które tam chlupotało :evill:. Nie wiem, czy ma to sens, ale przynajmniej podoba się Majce – bo piasek ma teraz kolor różowy!
7. 16.06. – pierwsze globalne rodzinne niedzielne ognicho!! :)
8. 17.06. – zaczynają się piąć pierwsze ściany – na razie jeno fundamentowe... [najtańsze bloczki i beton znaleźliśmy w Sanbecie]. Chłopaki ostro wzięły się do pracy – wyrobili całą pierwszą partię bloczków [400 sztuk; w sumie pójdzie 1200].
9. 20.06. – skończone ściany fundamentowe.
10. 21.- 22.06. – zabezpieczanie Dysperbitem od wewnątrz.
[Tu następuje ta najbardziej ulubiona chwila w roku, gdy człek dostaje urlop. Mój Mężuś wygląda jak klasyczny masochista – pyszczek mu się nieustannie śmieje, że zamiast byczyć się na Seszelach, przez dwa tygodnie będzie przykuty do taczki.]
11. 24.06. – 26.06 – zasypujemy fundamenty, ubijamy piach [menczizna ze skoczkiem z naszej wiochy bierze za godzinę 35 zł; dostajemy upuścik 5PLN/h za to, że jesteśmy już prawie miejscowi :)
12. 27.06. – powstaje pierwszy poziomy element naszego domku: chudziak! Pochłonął o dwa kubiki betonu więcej niż planowaliśmy – w sumie 11 m3. Super, możemy już organizować potańcówę!
13. 28.06. – trzeba odkopać fundamenty przysypane przez koparę podczas ładowania weń piachu, aby zaizolować je z zewnątrz i ułożyć drenaż.
14. 30.06 – co odważniejsza brać forumowa przyjeżdża, by pobrudzić sobie u nas buty, nasiąknąć zapachem ogniska i rzecz jasna: popodziwiać efekt chwilowo końcowy .
HURRA, MAMY JEDNO WIELKIE ZERO!
Uff, tym sposobem nieco zbliżyłam się w zapiskach do współczesności. Oczywiście to krótkie sprawozdanko można by do woli wypełniać pouczającymi dykteryjkami o różnych naszych przygodach, ale już brakuje literek. Same to są zresztą zwykłe dzieje – zakopujące się wywrotki, urywające przyczepy, ataki sklerozy, w efekcie których musimy wykuwać w fundamencie dziurkę pod rury do kanalizy [jeszcze tydzień temu o dziurze pamiętaliśmy – więc czemu jej nie ma?!].... etc.
Aaaałć!, nieszczęsne TO kopnęło mnie w kostkę, bo myśli, że kompletnie o nim zapomniałam. Co za nerwowa bestia, kopie bezpodstawnie! Przecież pamiętamy o Tobie, kretynku,.... za każdym razem, gdy wpadasz do betoniarki i wyjesz w niebogłosy....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia