"Pamiętnik znaleziony w betoniarce" - Yemiołka + Jano
ze mną jak z drogowcami.
znów mnie zaskoczyła zima.
dalie niewykopane, wiosenne cebulki niepogrzebane, krzaczki nieprzesadzone [no naprawdę, nie przesadzam! ] - znów im będą spadać lawiny na łeb [posadziłam niefortunnie rododendroniki na przedłużeniu linii dachu].
nic to, grunt że w kominie gra i można wygrzać kości [tym razem drewno zakupione w sensownym terminie, w dodatku suche, w dodatku duuużo go - no normalnie cud nad Odrą! ]
i nakryliśmy w necie przypadkiem soffkę-zjawisko!
skórzana, czerwona, dziwaczna, wielka, z wirażem, w cenie okazyjnej, w dodatku we Wro.
nie przepadam za skórzaną kanapowością, ale przy kominku/dzieciach/zwierzach to się zrobił imperatyw...
zwłaszcza, że obecne meble są sprzed naszej ery, recycling po prostu.
zorganizowaliśmy ekspedycję rozpoznawczą...
no i kurdeż kiszka!
okazało się, że mebel produkowany jest dla niemieckich tyłków [końcówka serii czy odrzut jakowyś, został w kraju], które chyba twardsze są niż polskie. kokosiliśmy się na mebelku dość długo i rozmaicie, ale wrażenia te same i niezmienne - jak na lekarskiej kozetce.
no i cóż, trza było porzucić ułudę, posyłając jej na pożegnanie spojrzenie powłóczyste i tkliwe, bo mieć mebel dla wyglądu to jakoś tak nie ten tego...
szkoooda, zwłaszcza że w trakcie kokoszenia udało nam się stargować 200 w dół i transport gratis
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia