Magi - czekając na wiosnę ...
Kominek
Jak już pamiętacie, a jak nie pamiętacie, to ja Wam przypomnę , że nabyliśmy 10 kubików drewna latem (jak nam się wydawało ). Po oględzinach rodzinnych i przyjacielskich okazało się, że tych kubików to może być pięć góra sześć. Wtedy niewiele to dla nas znaczyło. Przyjeliśmy to do wiadomości i na tym się skończyło. Właściwie to może i lepiej, że tak stało. Z perspektywy czasu tak sobie teraz myślę, że to była nauczka na całe życie. Jakoś to drewno poszło w rekordowym tempie. Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz domówiliśmy drewno /oczywiście mokrego/ ale w sumie domówiliśmy sześć albo osiem kubików. Grzaliśmy cały czas a nie mogliśmy uzyskać temperatury większej niż 20 stopni. Przeważnie było 18 st. Dla mnie jako pierwszego zmarzlucha w rodzinie to była MAKABRA!!!.
Jednak było szczęście w nieszczęściu, bo jak się okazało drewniarz /handlujący drewnem ) to znajomy Małża i teraz jak ma dobre i suche drewno to daje cynk i nam przywozi. Wracając do kominka pod koniec sezonu grzewczego zaczął nam dym uciekać do domu. Jak się okazało komin był zapchany tak, że była tylko mała dziureczka do odprowadzania dymu, ponadto komin na poddaszu był nie otynkowany i zaczęły nam wychodzić zacieki na kominie i w domu. Nieciekawie. Małżek się strasznie na mnie zbiesił, bo gdzieś wyczytał, że musimy założyć wkład stalowy a to wiadomo dodatkowe koszty i bałagan od nowa. Z tego, co pamiętałam to nikt do kominka nie zakładał wkładu i próbowałam mu to przetłumaczyć, ale on swoje wkład i wkład i końcu się poddałam i zadzwoniłam do naszego kominiarza i dowiedziałam się co i jak. Tak czy tak trzeba było poczekać do lata. Jeszcze inna sprawa, że ten nasz murarz, od siedmiu boleści, nie wiadomo czy dobrze wymurował ten komin, ale tu już samo nasuwa się pytanie: gdzie był kierownik budowy i za co wziął kasę?
Trzeba było zaczekać do końca grzania a wtedy to już inne sprawy były na głowie. Koniec końcem komin został otynkowany. Zaciek zatuszowany. Na razie spokój. Nie myślimy o wkładzie.
Było pieruńsko zimno. Pierwsza sprawa to to, że paliliśmy mokrym drewnem a druga to taka, że dom nie był w ogóle wyschnięty trzecia to taka, że daliśmy ciała nie zakładając drzwi do wiatrołapu, oczywiście chcieliśmy zaoszczędzić, i wyszło szydło z worka. Jak zwykle co ma wyjść taniej wychodzi dwa razy drożej. Tyle już mieliśmy nauczek i nic.
Już wiosną zadzwoniliśmy do kominiarza, żeby nam przeciścił komin Małżek jak zobaczył jak on to robi to powiedział, że on mu za wejście na dach płacił nie będzie i sam zainwestował w sprzęt do czyszczenia komina. Teraz sobie pomyślałam, że jakiś sknerowaty się stał. No więc jak ma taką potrzebę to sobie wchodzi na dach, wrzuca jakieś coś i czyści komin. Po drugim razie sprzęt się zwrócił. Tutaj chyba powinnam przeprosić wszystkich kominiarzy. Czy ja w ogóle powinnam pisać takie rzeczy?
Teraz, tzn w tym roku, z ciepłem w domu jest zdecydowanie lepiej, ale powodów tego może być kilka. Po pierwsze drewno zamówiliśmy już w kwietniu, więc całe lato się suszyło. Wiem, że to i tak niedługo ale zawsze lepiej paić takim drewnem niż przywiezionym prosto z lasu. Po drugie dom jest drugoroczny, co penie też ma swój wpływ. Po trzecie w tamtym roku paliłam ja a w tym roku pali Małżek . Ja się tego nie tykam. Szczerze mówiąc w tamtym roku redukowałam powietrze do minimum myśląc, że tak jest dobrze, ale chyba tak za dobrze nie było.
cdn
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia