Dziennik budowy Z14
Nareszcie przechodzimy do konkretów! Należy się w tym miejscu jednak kilka słów wstępu.
Wykonawcę wybraliśmy kierując się różnymi względami, choć prawdę powiedziawszy nie mieliśmy wielkiego wyboru. Nie stać nas na korzystanie z usług firm, które są po prostu droższe, co niekoniecznie musi iść w parze z jakością usług. W sumie rozmawialiśmy z trzema wykonawcami. Jeden z nich, bardzo polecany, którego efekty działania widzieliśmy na własne oczy i o którym inwestorzy wyrażali się w samych superlatywach, niestety okazał się być zajęty aż do przyszłego roku. Drugi i trzeci wykonawca w zasadzie charakteryzowali się tym, że nie słyszeliśmy o nich złego słowa. Decyzja padła na jednego z nich, bo był tańszy. Pan Marek mieszka w sąsiedniej wsi obok teściów, buduje w okolicach dalszych i bliższych od dawna i w zasadzie nikt secjalnie nie narzekał na niego. Nie są to jakieś szczególne rekomendacje, ale lepsze takie niż żadne. Liczymy się z tym, że trzeba będzie ludzi pilnować i znać się na wszystkim. Umówiliśmy się, że robią począwszy od wykopu fundamentów do więźby. Do prac specjalistycznych jak kopanie rowów pod fundamenty czy robienie więźby będą oczywiście oddzielni fachowcy. Za całość robót wykonawca zgodził się na wynagrodzenie w wysokości 10000 PLN.
6 sierpnia 2007 roku
ZACZĘŁO SIĘ...
Dostałem urlop na dwa dni (poniedziałek, wtorek), co jest warte zaznaczenia, bo nie jest to doświadczenie, które mnie często spotyka. Umówiłem się z wykonawcą o 8:00. Nie dogadaliśmy się gdzie. Ja czekałem w domu, on na placu przyszłej budowy Ładnie się zaczyna, nie ma co W końcu z godzinnym opóźnieniem zeszliśmy się w jednym miejscu. Razem z wykonawcą wytyczyłem budynek. Jestem geodetą. Za godzinkę mieli być kopacze. Byli. Był. Jeden. Nie wyglądał na kopacza. Za schludny. Ogolony, nie zionął alkoholem, nie wyrażał się. Dziwna sprawa. Kiedy jednak wziął się do roboty przestałem mieć wątpliwości. Gdyby dać mu wolną rękę w tej chwili byłby już w Chinach. Albo na środku Oceanu Atlantyckiego. Zależy w którą stronę by kopał. W tym miejscu muszę pochwalić grunt czyli po prosty glebę. Jest zwarta, spoista, ilasta. Nic się nie obsypuje, woda głęboko. A jaka urodzajna! Trzeba uważać gdzie się pluje pestkami z wiśni, bo nim się obejrzysz będziesz mieć taki wiśniowy sad, że niech się Czechow schowa
http://www.imagic.pl/files/3407/wykop1.jpg
http://www.imagic.pl/files/3407/wykop2.jpg
Kopacz skończył pracę w dwa dni.
W piątek zbrojarze zbroili zbrojenie, a rozrewolweryzowany rewolwerowiec rozrewolweryzował... W sobotę o 6:00 stawili się na gruncie betoniarze w liczbie czterech plus pan Marek. Wspólnie z teściem zamontowaliśmy w studni pompę, przywieźliśmy pożyczoną od sąsiada betoniarkę, pożyczyliśmy od innego sąsiada prąd ("siłę"), nalaliśmy wodę do tzw. koliby i reszta w rękach betoniarzy i pana Marka. Kręcili beton aż miło. Pi razy oko proporcje zgadzały się z przepisem z Muratora. Być może w betoniarni zrobiliby lepszy, choć nie każdy pracownik betoniarni dałby za to głowę, ale coś musieliśmy zrobić z tymi 10 tonami cementu kupionego w czerwcu. Na szczęście skamieniały częściowo tylko 1-2 worki na 3 palety, w miejscach gdzie pękła folia. Ranek zapowiadał piękny słoneczny dzionek, ale oczywiście w środku roboty spadł deszcz. Lunęło jak z cebra, robota stanęła, za chwilę przejaśniło się. Za jakąś godzinę znowu pompa, z tym, że tym razem nie myślało rozchmurzyć się i siąpiło już non stop. Tak więc zalewanie ław dokończone zostało w deszczu. Kierbud twierdzi, że nie powinno to im zaszkodzić. Oby miał rację i wiedział co mówi. Kierownik póki co wywiązuje się z obowiązków. Parę dni wcześniej obejrzał wykopy, teraz był raz gdy zaczynali zalewać i drugi gdy kładli zbrojenie. Obejrzał, zaakceptował.
Uważny czytelnik zauważył zapewne, że nie wspomniałem o szalunkach. Otóż technologię wykonania fundamentów przyjęliśmy następującą: w wykonane wykopy wkładana jest folia o szerokości 4 m, której fragmenty łączone są na zakład, wywijana jest ona i przymocowywana na brzegach wykopów, w nią lana jest kilkucentymetrowa (około 8-10 cm) warstwa betonu, na to zbrojenie i zalanie betonem na gotowo. Następnie na ławach zostaną wymurowane ściany fundamentowe z bloczków, do nich będzie przymocowany styropian, na zewnątrz wspomniana folia jako pionowa izolacja przeciwwilgociowa, a na wierzchu ścian ta sama folia będzie założona na siebie tworząc warstwę izolacji poziomej.
W obecnej chwili ławy dojrzewają, a całość wygląda tak:
http://www.imagic.pl/files/3407/lawa1.jpg
http://www.imagic.pl/files/3407/lawa2.jpg
Uważny czytelnik zauważył być może również, że nie zdejmowaliśmy tzw. humusu. Otóż do ostatniej chwili decyzja nie była ostateczna, jednak przeważyły argumenty o dużych ilościach piachu, który później trzeba będzie wsypać i ubić, poparte opiniami kilku niezależnych osób oraz przykładami domów, które stoją na humusie i nic się nie dzieje, ani pod względem konstrukcyjnym, ani organicznym. Jeszcze raz wspomnę, że ziemię mamy solidną, zwartą. W tym momencie już i tak tego nie odkręcimy. Nie namawiamy do takiej praktyki innych, ale i nie odwodzimy od niej, pomimo lansowania przez Muratora obowiązkowego zdejmowania humusu. Dla uspokojenia sumienia najwyżej włożymy siatkę w podłogę na gruncie.
Jak wspomniałem wcześniej na zalewanie ław pożyczyliśmy betoniarkę, bo nasza okazała się być niewarta naprawy, do dalszych prac jednak kupiliśmy betoniarkę. Wykonawca ma swoją, ale gdy powiedzieliśmy, że mamy to wywiózł ją pod Warszawę, bo tam też równolegle buduje. O ile jednak pożyczona betoniarka była na tzw. "siłę", o tyle naszą kupiliśmy na 230V, bo siły nie mamy, a 230V mamy i w ten sposób nie będziemy robić przyłącza budowlanego, choć mamy już warunki do niego, i zaoszczędzimy 1300 PLN.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia