Moja Oliwia
Nasz domek nazywa się Oliwia - tak nazywał się projekt i tak już zostało.
Szczęśliwie jesteśmy już po zamontowaniu okien, drzwi zewnętrznych i bramy garażowej. Budowaliśmy zgodnie z prawem, że jeżeli cos może się nie udać to się nie uda. I po każdej takiej małej katasrofie prosiliśmy o pomoc wynajętego architekta (p. Jakuba, doświadczonego budowlańca i projektanta wnętrz)żeby zaradził. Teraz okazuje się, że dom mamy bez wiekszych błędów - co bardzo dziwi każdą koleją ekipę, która robi wykończenie wnętrz.
Część katastrof popełniliśmy na własne życzenie - przesunięcie ściany w salonie, przez co rozjechała nam się więźba. Przez miesiąc szukalismy architekta, który przeprojektowałby nam dach (większość architektów których przywoziliśmy na budowę stwierdzała prosto: nie da się i zalecała burzyć ścianę - w najlepszym przypadku. Nie wspomnę o pomysłach z wygladem dachu. Bardzo mnie wtedy dziwiło, że ja dysponuje większą wyobraźnią i lepszyi pomysłami na uratowanie dachu od rasowych artystów. Aż w końcu niebo nam zesłało p. JAKUBA.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia