Dziennik remontu pewnego poddasza
W czwartek 23 maja zaczęliśmy przybijać folię paroprzepuszczalną i kontrłaty - mojego męża - Piotrusia od kilku dni bolał palec u nogi. Cieszyliśmy się, że "już nam nie napada" do odsłoniętego domu. W piątek zakładają łaty Piotrek ze Zbyszkiem - Wielkim bratem, a ja im je podaję. (Piotrek z ogromnym bólem ledwo chodzi po kontrałatach). Po południu wiozę go do szpitala - przecinają mu palucha więc o chodzeniu po dachu na parę dni może zapomnieć. W sobotę jeszcze jedna wizyta w szpitalu, bo lekarz mówi, że to albo ogromny zastrzał albo "róża". Chcą go zostawić w szpitalu. Nie zgadzamy się, ale już w strachu szukamy kogoś do odczyniania róży. W każdym bądź razie później cięli mu palca chyba jeszcze 2 razy i okazało się, że to jednak zastrzał. W tym czasie pojawia się u nas oprócz Zbyszka drugi dobry duszek - Tomek - syn siostry. Wskakuje na dach i obaj ze Zbyszkiem już teraz szybko kończą zakładanie łat.
Zaczęliśmy układać całe 6,15 m długie kawałki blachy. Ułożenie ich nie jest takim problemem tylko gorzej je prosto wciągnąć, żeby się nie pogięły. Ale na wszystko jest sposób.
Po założeniu blachy z dumą patrzyliśmy jak nasz dom przyjemnie zmienił wygląd. A jak położyliśmy blachę na kaferek to już było super.
Później wszelkie prace kosmetyczne, gąsiory, okapy, uszczelki, dokręcanie wkrętów na blachy, itp.
Od środka też dom nabrał milszego wyglądu.
Mogliśmy się wziąść za wnętrze.
Od tej chwili nasi pomocnicy musieli iść pracować gdzie indziej a my staraliśmy się robić już wszystko we dwójkę, tylko do cięższych prac wołać o pomoc.
Piotrek najpierw wymurował szczyty - już bez pomocy.
Ja, żeby też coś robić chcę wymurować kilka suporeksów. Pierwsze trzy wyszły jeszcze jak cię mogę, ale następne już były za ciężkie, żebym mogła je utrzymać i ułożyć równo na wysokości głowy. Więc oczywiście wyszły krzywo. Dobrze, że robiłam na zaprawę a nie na klej.(Po jakimś czasie Piotrek je zdjął i porawił.) Dalej wkładałam wełnę mineralną między krokwiami. Następnie zakładanie folii paraizolacyjnej. To już była przyjemność. Można już było wykuć dziury (oczywiście w starej cegle, bo przy murowaniu Suporeksem zostawione były otwory)w szczytach na 4 okna, a potem je wstawić. Wtedy na naszym poddaszu zapanowała jasność.
Kiedy wysychały nadproża nad oknami, my znowuż zaczęliśmy robić przy dachu. Tym razem przyszła kolej na podbitkę. Dostaliśmy Europalety, więc rozbijaliśmy je, malowaliśmy, przycinaliśmy i montowaliśmy. To przeważnie robił sam Piotrek bo trochę wcześniej wyrywał się z pracy. Najgorzej było na wschodniej ścianie, na której mamy przyłącze z energetyki. Cała sparaliżowana strachem, czy prąd nie popieści mi mężusia docinałam mu te listewki na podbitkę i podawałam.
Z podbitką dach wyglądał już naprawdę miło i kaferek coraz bardziej cieszył nasze oczy.
Czas było zacząć rusztowanie pod regipsy.
28 czerwca w jeden dzień znowuż z pomocą 2 chłopaków z rodziny założone były regipsy na wszystkich sufitach i ukosach.
Już nie widać było żóltej folii tylko ładne jasne regipsowe sufity.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia