Tabaluga i pistacje- dziennik budowy i nie tylko...
A teraz trochę historii, czyli jak się wszystko zaczęło.
Jesteśmy małżeństwem z prawie ośmioletnim stażem, mamy dwóch synów( 7 i 4 lata) i mieszkamy sobie w małym miasteczku. 3 lata temu kupiliśmy mieszkanie i gdyby nie moje marzenia o własnym domku z ogrodem, pewnie spędzilibyśmy w nim resztę życia.
Rozmowy o budowie domu poruszaliśmy wielokrotnie, zawsze jednak dotyczyły one bliżej nieokreślonej przyszłości (może 5, może 10 lat).
Jak już wspomniałam, mieszkamy w bloku i mamy wspaniałych sąsiadów- również młodych i marzących o własnym domku. I to chyba oni byli "sprawcami" tak szybkich decyzji z naszej strony dotyczących budowy. Sąsiad postraszył nas, że ceny działek na pewno bardzo pójdą w górę, że może warto byłoby zacząć się rozglądać za kawałkiem jeszcze przed nowym rokiem. No więc rozpoczęliśmy poszukiwania i bardzo szybko okazało się, że w naszym miasteczku działek po prostu nie ma, a jeśli już są to potwornie drogie. Wielu ludzi posiada również działki jako lokatę kapitału i nie zamierza ich w najbliższym czasie sprzedać.(Wcześniej ustaliliśmy, że działka ma być w obrębie miasta, nie na wsi, chociaż ja bardzo chętnie przeniosłabym się na wieś w okolicę lasów)W listopadzie udało nam się znaleźć wreszcie działeczkę w spokojnej dzielnicy domków jednorodzinnych. Działka ma 885m2 powierzchni- ok 18 m szerokości. Jest już prawie w całości ogrodzona, posiada podmurówkę i bramę- co prawda starą, ale na początek wystarczy. Działka jest z wejściem od wschodu, od strony południowej i północnej mamy już sąsiadów. Tak więc pod koniec listopada na podstawie aktu notarialnego staliśmy się jej właścicielami. Przy okazji pan notariusz mile nas zaskoczył. Stwierdził, że jesteśmy młodzi, więc obniży nam jeszcze o 100zł taksę notarialną. No, cóż- w takiej sytuacji liczy się każdy grosz.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia