Tabaluga i pistacje- dziennik budowy i nie tylko...
Dziś spotkałam się na naszej działeczce z panem rzeczoznawcą. Bałam się tej wizyty, jak nie wiem co, bo przecież od niego teraz baaaaaaaaaaaardzo dużo zależy. Podjechał ślicznym autem (nie znam takiej marki), spóźnił się zaledwie 5! minut, ale bardzo mnie przepraszał (to się nazywa klasa), bo cały czas jechała za nim policja, więc on przepisowo 50/h.
Pan bardzo miły, kulturalny, a do tego super przystojny.
Obfotografował moją działeczkę, ulicę (pochwalił, że tak ładnie wyłożona kosteczką i że brak chodnika- co znacznie ułatwia sprawę odśnieżania). Zrobił też fotki naszego projektu i uznał, że te 260 000zł na taki domek to tak w sam raz. Niezmiernie ucieszyło mnie to stwierdzenie- no bo to chyba znaczy, że poprze nasz wniosek. No i czego ja się tak bałam?
Przy okazji, oglądając projekty zagospodarowania i wyrys z ewidencji gruntów pan uświadomił mi, że kanalizę mamy już na działce- a ja myślałam, że tylko w drodze.
Zaraz po świętach- w poniedziałek pan zamierza wysłać wszystkie dokumenty do centrali- bo "pewnie państwu się spieszy ".
Oczywiście- bardzo nam się spieszy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia