Tabaluga i pistacje- dziennik budowy i nie tylko...
Melduję posłusznie, że w czwartek się zacznie- budowanie. A zacznie się oczywiście od kopania- jak należy. Już zgrałam wykonawców, koparkę, pana od wywozu gliny, beton- na dwie rundki (B10, a potem B20) i kierownika budowy. Pana od wywozu gliny w zastępstwie tego, który niestety jest niedysponowany. No i właśnie- dzwonię do tego i przypominam się (rozmawiałam z nim w zeszły piątek). Umawiam się na czwartek, a on nie wie o co chodzi. Nie pamięta mnie, nie pamięta, skąd ma ta glinę wywozić, pyta, gdzie ma ją wywieźć
W końcu przypomniał sobie, jak powiedziałam mu nazwę ulicy. No i stwierdził, że wypity był trochę, jak się ze mną umawiał. Ja wtedy nie poczułam, bo stał na swoim ganku, ja z mężem na dworze.
Ale może tak z rana to jeszcze nie zdąży się napić i przyjedzie po tą moją glinę. A jak nie?
A z rzeczy trochę bardziej przyziemnych- siedzę teraz cały czas nad papierami w związku z moim awansem (może nasz nowy minister Giertych jeszcze zdąży coś zmienić? )Zastanawiam się, po co komu te papiery, których całe tony muszą być stworzone na cele awansu. Nie szkoda tych drzew? Mi szkoda przede wszystkim czasu, który mogłabym spożytkować w zupełnie inny, korzystny na pewno dla uczniów sposób.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia