Tabaluga i pistacje- dziennik budowy i nie tylko...
Zmagań budowlanych ciąg dalszy.
Wczoraj zalaliśmy strop, schody i balkony. już po trzech godzinach od zalania, a więc wtedy, kiedy miałam pierwszy raz podlać betonik, zaczął kropić deszcz. Z czasem padało coraz intensywniej, tak więc mój beton miał prawie komfortowe warunki. Przed zalaniem- poprzedniego dnia, sąsiad wszedł na górę i stwierdził, że my chyba bunkier budujemy- zaskoczyła go ilość zbrojenia i grubość prętów- zwłaszcza na podciągu.
Zanim wkleję zdjęcia, napiszę o pechu, jaki nas wczoraj prześladował. Kiedy przyjechałam na budowę, pompa już stała, tyle że w połowie bramy. Okazało się, że się zepsuła. Po chwili przyjechali mechanicy i wkrótce było po wszystkim. Grucha z betonem już czekała, więc panowie przystąpili do zalewania. Kiedy pierwsza dawka betonu się wyczerpała, grucha odjechała po następną. Ja wykorzystałam ten moment i pojechałam na chwilę do domu. Kiedy wracałam na budowę, zauważyłam przed sobą gruchę skręcającą w moją uliczkę. Dziwnie się pochylała. Okazało się, że jedzie z rozszarpaną oponą, praktycznie na feldze. Na szczęście jakoś dojechała, podłączyła się do pompy i wylała kolejną porcję betonu. I ponownie przyjechali mechanicy, by wymienić koło. I wydawało się, że wszystko jest juz ok, kiedy nagle zaczęły dobiegać okropne przekleństwa Zrozumiałam, kiedy spojrzałam na pompę. Kierowca składając ramię pompy zagapił się i uderzył tym właśnie ramieniem w szoferkę pompy. Efekt- potłuczona szyba i wgnieciony dach I co Wy na to. I to wszystko działo się naprawdę, na mojej działce.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia