Tabaluga i pistacje- dziennik budowy i nie tylko...
No to jestem
W jednym całym kawałku Kilka siniaków jeszcze przypomina mi o tym, że uczyłam się jeździć na nartach. Było suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper. Nie wierzyłam, że ten sport może tak wciągać.
Wróciliśmy późnym wieczorem w piątek. Sobotnie wieczór za to spędziliśmy w teatrze . A co? Było coś dla ciała, to i dusza nie może cierpieć Poza tym korzystaliśmy jeszcze z wolności (dzieciaki były u moich rodziców). No i tym razem mojemu mężowi spodobała się operetka i obiecał, że takie wieczory będziemy powtarzać.
A teraz do rzeczy:
Kupiliśmy nowy aparat fotograficzny (stary się zepsuł, a trochę trudno budować i wykańczać bez aparatu). Zdjęcia wkleję wieczorem- nic nowego właściwie, ale proszono mnie o dokładniejsze zdjęcia pokoi.
Hydraulika rozprowadzona i piony pod c.o powybijane. Wczoraj omawialiśmy z elektrykami wszystkie punkty i przyznam, że zaszaleliśmy. Zwłaszcza mój mąż, który nad łóżkiem w sypialni, oprócz lampek noznych, chce jeszcze kinkiety . Ciekawe po co. Elektrycy śmiali się, że specjalnie przyjdą "te kinkiety" zobaczyć.
Nie zapomnieliśmy też o oświetleniu tarasu, balkonów i wejścia. No i oczywiście na przyszłość - domofon i bramofon.
Na budowie pojawił się też tynkarz i wyliczył materiał. Tak więc piasek, wapno i cement już czekają przed domem na swoją kolej. (piasek bielutki- kosztował chyba 600zł, cement i wapno 1300zł). Tynkarz zaczyna od czwartku.
W środę montaż okien- już potwierdzony.
Szkoda tylko, że ferie dobiegają końca Czas wracać do pracy- a na budowie znów zacznie się dziać.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia