Praktyczny dziennik AgnesK
Nockę jakoś przespałam. A rano.... obudziła nas ściana deszczu... Po 8 zadzwonił p. Krzysztof i powiedział, że mimo najszczerszych chęci kapitulują. Faceci byli już przemoczeni do ostatniej nitki. Kazaliśmy im naturalnie zwijać się do domu, żeby się nam kurka na miesiąc nie rozłożyli.
Wskoczyliśmy w naszą srebrną strzałę i pognaliśmy na działeczkę (po drodze bank, przedszkole Glizdeczki), ale już ekipy nie zastaliśmy. Ino deszcz. Pomyślałam sobie, że mogłoby tak lać po wylaniu ław a nie teraz...
Pojechaliśmy po zamówione na dziś strzemiona do Karpacza, a po południu w planie jest wizyta w Centrostalu, żeby zorientować się ostatecznie w canach stali. Przy okazji załadunku strzemion do przepastnego bagażnika naszej strebrnej strzały, po raz kolejny doszliśmy do wnosku, że Matiz to niestety nie jest najlepszy pojazd transportowy Ale spisuje się dzielnie!
To na dzisiaj koniec raportu (chyba).
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia