Dziennik Jovi
CZAS NICZEGO, CZAS WSZYSTKIEGO
Niby nic się nie wydarzyło. Dni mijały raczej leniwie – w oczekiwaniu na projekt domu... Projekt nie został nam oddany ponieważ Pani architekt chorowała ciężko. Nie mając projektu nie mogliśmy wykonać żadnego ruchu. Nie wiedzieliśmy ile mamy i jakich materiałów szukać. Nie znaliśmy terminu na kiedy byłyby nam potrzebne jakiekolwiek materiały. Nie mogliśmy rozmawiać z ekipami o cenie... ponieważ nie mieliśmy projektu. Nie mając w dłoni projektu nie ma się praktycznie nic na czym można się oprzeć.
Zaczęłam się nawet denerwować leciutko, a fakt, że jest nadal zimno i od czasu do czasu pada śnieg, więc kopać fundamentów raczej nie można, wcale mnie nie pociesza.
Staram się załagodzić złego męża, który dotarł na forum Muratora i przeczytał mój dziennik. Nic o mnie beze mnie! – burknął. Milknę więc na jakiś czas.
I czekam na projekt. Miał być gotowy pod koniec lutego. Powoli mija marzec, u fryzjera zdążyłam być już dwa razy, za pieniążki przeznaczone na budowę (małą ich drobinkę) założyłam sobie typsy, zaczynam kombinować jaki by tu piec kupić do kotłowni... ... zdecydowaliśmy się na ogrzewanie piecem olejowym. Nie wiem dokładnie dlaczego. Może z powodu surrealistycznego strachu przed posiadaniem wielkiej butli z gazem tuż pod oknami domu. Może z powodu ślepej wiary, że dom będziemy mieli tak energooszczędny, że różnica pomiędzy ogrzewaniem gazowym a olejowym nie powinna być znacząca. A może dlatego, że piec Viessmana, który chcemy kupić jest taki łady
... a projektu jak nie widać tak nie widać.
Bez projektu trudno jest budować – a to mi odkrycie!
Powiedziałam „trudno” – co nie oznacza, że nic nie można zrobić. Kupujemy wiec drewno na więźbę – takie w balach, prosto z lasu. 10 m3 modrzewiowych bali – na początek. Leżą sobie maleństwa na działce, deszczyk je moczy, słoneczko suszy, wiaterek owiewa – czekają aż nadejdzie ich czas. Zapłaciliśmy za te bale coś około 2.000,-. Potem (gdy już będziemy mieli projekt) damy je do przetarcia i konserwacji do tartaku i będzie z nich piękna więźba. Podobno modrzew na więźbę jest ok. Tylko czy ta ilość wystarczy? Tym będę martwiła się jutro.
W naszym projekcie (który dopiero będziemy mieć) mamy zaplanowaną pustkę nad pokojem dziennym. Chcemy, aby ten salonik (bo jak wynika z nieistniejącego projektu będzie to salonik a nie salon – 26 m2) miał charakter rustykalny. Kominek. Dużo drewna. Ściana z nieotynkowanej cegły. Kupujemy więc – chyba okazyjnie – drewno, które my nazywany wykończeniowym. Będą z niego zrobione schody, drzwi, parapety i może jakieś wykończenia pod sufitem. Po konsultacji ze stolarzem (na podstawie projektu, którego nie ma) wyliczamy, że potrzebne nam będzie minimum 5 m3 jesionu już pociętego na odpowiednie grubości desek. Zamawiamy takie deski. W ten sposób u znajomego z Brzeziej Łąki leży okryta szczelnie sterta naszych desek jesionowych (5m3) i czeka na swoją kolej. Ta drobnostka – o zgrozo – to kolejne 4.000,-zł.
Dostaję decyzję o warunkach zabudowy. To miło.
Projektu nadal nie ma. Marzec 2002 roku minął. Czy się niepokoję?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia