Praktyczny dziennik AgnesK
Zwiecha.
Przyjechaliśmy ok. 14 na budowę, rozłożyliśmy grila, napoje ( ) i ok 15 zaczęłiśmy świętowanie dachu (no bez dachu ganku niestety...). Pan cieśla przygotował pięęęęękną zwiechę (będzie zdjęcie), mąż przed uroczystością otrzymał młot profesjonany w łapkę, musiał wejść na górę i owym młotem strącić zwiechę. Potem pan cieśla powiedział, że się zwiechę ową kładzie na jętkach i tam ma być na szczęście . Na dachu są już dwa pasy folii Fajnie było. Porozmawialiśmy sobie, pośmialiśmy się, panowie wzmocnili troszku siły ( ) i krótko po 17 było po wszystkim (sąsiadka musiała gdzieś pojechać a ponieważ odwoziła panów, to niestety trzeba było tak szybko kończyć - ale może i lepiej, bo przemarzłam straszelnie (ino mnie żaden trunek tam nie grzał - ale słyszę, że mąż coś mi szykuje właśnie )). My odwoziliśmy ino 1 członka zespołu - cieślę właśnie. Opowiedział nam jak dach z mistrzem zrobili, jakie dodatkowe zabezpieczenia i wzmocnienia zastosowali i generalnie dlaczego uwielbia pracę z drewnem. Już na schody się umówiliśmy - na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Wiecie co, to naprawdę super ekipa.
Ino zapomniałam porozmawiać znowu o oblicówce. Ale co się odwlecze... Jeszcze porozmawiam.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia