dziennik loli
Dziennik pisze w pracy, więc z pośpiechu literki zjadam.
Teraz troszkę o moich nerwowych załamaniach. Pierwszy miałam, gdy okazało się, ze po wymierzeniu przez geodetę domu stoi on nie tam gdzie miał. Mój mąż to dostał szału - takiego nerwusa mam. Szybko zadzwonił po kierownika , no i razem zakombinowali i jest ok. Tj. przesunęlismy dom i wszystko w papierach zostało załatwione beż nowej procedury.
Inna sprawa to tesciowa na budowie, tj. tesciowa mojego męża, czyli moja mama. Otóż ciagle wcina swoje trzy grosze, przez co mój mąż znowu łapie nerwy. Niby moja mama ma rację ,ale jakby nie było to ona wie lepiej. Stwierdzilismy nawet, ze ona jest jak inspektor nadzoru. Ciagle chodzi i sprawdza.
Jeszcze inna niedogodność to pogoda. Pada, to się mój mąż wscieka, za mocno grzeje - też źle. Nawet moje czteroletnie dziecko jak tylko zobaczy deszcz. to mówi "zaraz na fundamenty zaleje".
Boję się, ze po zakonczeniu budowy tak mojemu mężowi nerwowo juz zostanie. Ale na szczęście po "godzinach pracy" jest cudownie. Mąż sie uspokaja i razem mozemy podelektować zmysł wzroku naszymi osiągnięciami.
Styl pracy moi faceci (brat i mąż) tez maja niekonwencjonalny. Wstaja o 9, o 10 wychodza na budowę i wracaja po 21. Dziwne, bo myslałam, ze lepiej pracuje sie od rana do popołudnia a potem filmik czy coś...
cdn.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia