Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    125
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    156

Dziennik Gerionowy


Gerion

624 wyświetleń

Po kolei. Sobota 8 rano, telefon. Bartki dzwonią wku@#$one. Miały być krokwie przy kominach? Nie ma. Jedziemy do domu i już NIE WRÓCIMY.

 


Zaraz - se pomyślałem, miała być do wytyczenia połać dachu, jak będzie przecinać kominy, żebyście tak mogli podmurować płytę pod klinkier...

 


Guzik, nie prawda, miały być krokwie, żeby jakiś szalunek zatracony na nich zamocować.

 

 


Mówiłem im, że za godzinkę będą cieśle i im to zrobią, ale się unieśli honoremi pojechali. Jak przybyłem na miejsce - pusto. Ani murarzy ani cieśli.

 


Telefon do kierownika (pierwotnego) głuchy. Nie dość, że nie mam płyty pod klinkier, to nie mam tez wykonawcy i w ogóle wszystko do D. Byłem wściekły i przybity. Jechaliśmy z żonką autem w całkowitym milczeniu.

 

 


Trochę się pokręciłem na budowie, wyżyłem ręcznie ubijając piach na tarasie, ale humory mieliśmy wisielcze, powietrze iskrzyło, a nasze spojrzenia się krzyżowały z dźwiękiem mieczy świetlnych w "Zemście Sithów". Wiecie czasem jak to jest, że człowiek sam siebie zapędzi w kozi róg i się pyta po co ci to było?

 

 


Potem przyjechały cieśle i wprowadzili trochę zamieszania i humoru. Odnalazłem parę "bombek" skrycie zagrzebanych w piachu na tarasie. Myśleli pewnie że ukryją a tu im inwestor dywersje zrobił i rozsypał górkę po całym tarasie Kurde niektórzy z nich mają głos jakby wiecznie anginę mieli, no ale cóż, "zdrowie na budowie". W każdym razie nigdy ich na piciu nie przyłapałem, a czego oczy nie widzą.... W sumie o dwie puszki po piwie na stropie nie będę się gniewał.

 

 


No ale wróciliśmy skwaszeni do domu. I jak Ewcia zakupowała co nieco w chacie polskiej, dryndnąłem do Bartków. Tak sobie pomyślałem, że przez jedną pierdołę mogę się bujać do grudnia z całym dachem, a nikt nie chce poprawiać jednego elementu po kimś innym. Jakoś doszliśmy do porozumienia. parę rzeczy im na spokojnie wytłumaczyłem, obiecałem pokryć koszt paliwa (w końcu wycieczka 270km) i umówiłem się na kolejną sobotę. A potem o dziwo, udało mi się umówić ze słynnym panem michałem (Wierzyce rulez! ), i poczułem że znalazłem wykonawce kominów! Niezła huśtawka jak na jedno przedpołudnie. Jak wróciliśmy do mieszkania to szafka z Ibupromem była okupowana...

 

 


W niedzielę robiliśmy większe sprzątanie, w postaci zamiecenia trocin ze stropu. Dużo ich było. Poza tym sprzątaliśmy. A potem posprzątaliśmy raz jeszcze i niedziela się skończyła. Więźba wyglądała coraz ładniej. Aż przyjemnie było patrzeć na zarys połaci.

 

 


A dziś od rana dzień pracowity. Rano spotkanie z panem Wolfem. Zaskoczył mnie. Przywiózł swój projekt więźby, to czego mi adaptator niedoprojektował. Potem spędzilśmy godzinę na stropie i znów się dowiedziałem mnóstwa rzeczy. Pogonił cieślów, żeby zostawili po 80 cm między krokwiami na południe i północ, bo a nuż za 10 lat inwestor zechce zagospodarować sobie strych i okna połaciowe wstawić? Potem ochrzanił ich, że mieli robić krowkie co 70, a miejscami jest co 66 (dwoma miejscami dokładniej). A potem pochwali, że generalnie jest dobrze

 

 


Chłopaki stwierdzili, że jutro odbiór?! A rano była tylko konstrukcja nad garażem i część wschodnia połaci dachowej...Cóż, było ich czterech, a miało trzech jeszcze dojechać... Podjechaliśmy dziś nocą. Kontrolnie. W światłach samochodu, więźba na CAŁYM DOMU prezentowała się wspaniale (pewnie w dzień będzie gorzej, bo parę krokwi od leżenia na ziemi i moczenia tym paskudnym deszczem nieco się skrzywiło). No ale dach domu i garażau są już skończone. Został tylko dach nad tarasem i daszek przedwejścia, który mają zrobić jutro. Zobaczymy, w umowie mają odbiór wtorek i chyba te diabły dotrzymają terminu...

 

 


Ale ale, czemu to w nocy łaziliśmy po działce? SKąd wracali Litwini? Z nocnej wracali wycieczki do swojego kierownika budowy... A kierownik był w Chinach. Jak na wejście powiedziałem, że mam do niego pretensje to zaczął coś klepać na kompie. Krótko wyłuszczliśmy co i jak, i na jego piąte, czy szóste pytanie "no i ...?" powiedziałem, że taka współpraca mnie nie interesuje. Wiecie co on klepał w międzyczasie? Zrzeczenie się obowiązków kierownika budowy na naszej budowie ( i kopię do inspektoratu). Zero chęci jakiejś rozmowy, tłumaczenia, czy czegokolwiek. "No dobrze, ma pan uzasadnione pretensje, tu jest pismo, dziennik budowy jutro do odbioru." I tym sposobem zmieniliśmy kierownika budowy. Nawet żeśmy nie wyliczali, że pomylił przód z tyłem budynku, że nie sprawdził projektu, że kazał stawiać przy tarasowej stronie ścianę kolankową (która była pierwotnie od frontu, ale tylko pierwotnie - nad wnęką, której ... nie było po JEGO adaptacji), że nie zwrócił uwagi na wysokość wieńca garażu, że nie sprawdził, czy jest zawibrowana pospółka, że nie sprawdził jak głęboko są fundamenty pod działówkę, że źle zaprojektował więźbę na garazu, że nas mówiąc krótko olał... Szkoda nerwów.

 

 


Ewa potem w domu stwierdziła, że jakiś etap budowy mamy za sobą. Miała rację. Idę spać. Acha, fotki więźby jutro.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...