Nowe Słoneczko na Horyzoncie Nieborowic
A teraz opowieść rodzinna, jak tata z wujkiem Sławkiem po meble jechali:
Zbiórka zarządzona na zakładowym parkingu przez prezesa firmy transportowej Pietek Company o godz. 6.00. Założony czas operacyjny 10 maszynogodzin. Do pokonania ok. 440 km, 1m3 bukowego parkietu i zestaw mebli kuchennych Orion produkcji OFM Ostroszowice. Na parkingu zameldowałem się o wyznaczonej godzinie. Przedstawiciel Pietek Company, kierowca , prezes i jak się okazało wybitny tragarz zameldował się chwilę później (znając opinię o punktualności firmy, nie byłem zaskoczony). Przybycie środka transportu poprzedziło narastające dudnienie silnika diesla. Kiedy dudnienie osiągnęło kilka decybeli mniej niż wynosi próg bólu, na horyzoncie pojawiły się zarysy pojazdu. Radosne warczenie towarzyszyło nam przez cały dzień. Niestety z pewnych względów nie udało nam się wykorzystać pełni możliwości, jakie roztaczała przed nami szeroka wstęga autostrady A4. Za to mogliśmy rozkoszować się widokiem licznych stad saren pasących się na przyautostradowych polach. Ach, gdybyśmy tylko mogli dorównać im prędkością! Za Strzegomiem (albo Strzelinem , whatever....) na drodze zaczął pojawiać się śnieg, aby przed samymi Ostroszowicami całkowicie przykryć asfalt grubą warstwą. Jednak wyśmienity kierowca i jego tylnonapędówka wprawiłaby w zakłopotanie pewnie samego Loeba. Jak tylko zakołowaliśmy pod magazyn fabryczny pracownicy wyrazili swoje zaniepokojenie, które było również moim udziałem od chwili gdy tylko ujrzałem samochód. Obawiali się, że meble najnormalniej w świecie sie nie zmieszczą. Ich wątpliwości zmieniłyby się w pewność, gdyby wiedzieli, że na pace trzeba będzie upchnąć jeszcze ponad 1 m3 parkietu w rodzinnej Nowej Rudzie, od której dzieliła nas tylko zaśnieżona Przełęcz Woliborska. Ale meble udało się bezpiecznie upchnąć i ruszyliśmy na spotkanie z Górą. Juz u jej podnóża minęliśmy niefrasobliwego kierowcę, który rozluźniony faktem udanego pokonania przełęczy, przycisnął trochę mocniej na gaz. Autko sądząc po śladach na śniegu odstawiło balet na lodzie i walnęło w przydrożne zwały śniegu. Mijany kierowca zajęty był mocowaniem resztek zderzaka za pomocą sznurka. Skąd ja to znam? Ale nam udało się pokonać wszystkie OS-y (w tym osławione Mostki) i na ostatnim ostrym zakręcie przed przełęczą tylne koła złapały pobocze. Już miałem przed oczami wizję podróży przez odległe Kłodzko, ale autko z rzegotem silnika metr po metrze wygrzebało się na grzbiet przełęczy. Z górki juz jakoś poszło, ale kolejne ślady poślizgów skutecznie studziły nasze zapędy na szybsza jazdę. W rodzinnym domu czekał na nas parkiet. Wystarczyło tylko wyjąć większość upchanych na pace w pocie czoła mebli, ułożyć parkiet na podłodze, a na niego spowrotem załadować meble. Niestety jedna z szafek i jakies pomniejsze elementy mebli musiały się zostać. Pojadą następnym kursem, ale z uwagi na niewielkie gabaryty upchnie sie je w naszym kombiku. Potem tylko pyszny maminy obiadek i jazda w drogę. Powoli zbliżał się koniec wyznaczonego czasu operacyjnego, a by jesteśmy głęgoko w d.. tzn daleko w Nowej Rudzie. Po kolejnych 5 godzinach jazdy zakołowaliśmy do punktu przeznaczenia w Nieborowicach. Jeszcze tylko szybki rozładunek okraszony potem i przekleństwami i już koniec. Ale niektórych czeka jeszcze powtórka przed jutrzejszym egzaminem. Sławek, dzięki!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia