Cezarr i Kleo budują dom.......
Wszystko zaczęło się od tego, że od blisko 10 lat widziałam „nas” na tarasie „naszego” domku.
Co prawda nie miałam wtedy jeszcze męża do tego „naszego”, choć „byliśmy” ze sobą. Po jakimś czasie zaczęłam kupować gazety z projektami, wnętrzami domków itp itd.
Mój –wtedy chłopak tylko pukał się w czoło!!!
W międzyczasie kupiliśmy nowe mieszkanko, pewnie wystarczające dla małej rodzinki-trzypokojowe, urządziliśmy je, wzięliśmy ślub, ale ....... .... ..... ciągle mi czegoś brakowało. Marzenia o domku wcale nie chciały mi wyparowywać z głowy:)))
Co z tego, skoro Pan i Władca naszego dwuosobowego stadka nawet nie chciał o budowie słyszeć; w bloczku było mu wygodnie i generalnie ciągle słyszałam rzeczy typu: dziewczyno zejdź na ziemię!!!
Na szczęście w myśl przysłowia - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – zostałam zmuszona do przeprowadzki do stolicy, czyli 170 km. od naszego mieszkanka.
Po jakimś roku dołączył do mnie mąż z gotówką ze sprzedanego już mieszkanka i pytaniem w oczach: gdzie będziemy mieszkać??
Był lipiec 2003 roku, a my wchodziliśmy w kolejny zakręt naszego życia.
Plany były jasne, ha, ha )))) – KAWALERKA!!!, następnego dnia było to już WIĘKSZE mieszkanko!!!, raz na rynku wtórnym raz nowe, później pojawiła się wizja ADAPTACJI STRYCHU!!! - czyli dla mojego męża inwestycja pochłaniająca wiele uwagi, i pieniędzy, wymagająca projektu, i myślenia...................
I wtedy właśnie wytoczyłam najpoważniejszą, poprzedzoną wieloma argumentami batalię o WŁASNY (wymarzony) DOM.
UDAŁO SIĘ !!!!!!
Dostałam pierwsze, ale dla mnie najbardziej trudne do zdobycia pozwolenie na budowę - od własnego męża!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Formę zapłaty zachowam dla siebie, ale dodam, że to chyba najdrogocenniejsze pozwolenie;))))
Z powodu ograniczonych funduszy zaczęliśmy - podkreślam MY zaczęliśmy myśleć o budowie bliźniaka, gdzieś w okolicach Warszawy, a dokładnie w południowej części. Brakowało nam pieniędzy i ....... wspólnika do budowy.
Po kilku dniach w na piwku w Lolku znalazł się wspólnik – moja koleżanka, tak, więc po 14 dniach od przybycia mojego męża i szalonego pomysłu o budowie rozpoczęliśmy rekonesans działeczkowy.
Sposobów było wiele – chwytaliśmy się wszystkich, agencje, znajomi, a nawet posunęłam się do objeżdżania interesujących nas okolic i rozmów z tubylcami.
Ceny działek powalały na kolana. Kiedy zaczęłam przynosić oferty agencji, mój małżonek pytał czy nie upadłam na głowę, dlaczego wybieram tak drogie propozycje. Sam oczywiście nie raczył zapoznać się z rynkiem, a dodam jeszcze, że drukowałam te najtańsze!!!!!!!!!!!!!
Udało mi się wciągnąć go w poszukiwania i EUREKA po trzech dniach stwierdził, że chyba z „tymi moimi działkami jest coś nie tak, skoro są tak tanie”- Marsjanin!!!!!!!!!
Znaleźliśmy bardzo fajną działeczkę, spodobała nam się od „pierwszego wejrzenia”, ma rewelacyjny dojazd: komunikacja podmiejska, miejska, pociąg –trasa radomska i cena do przyjęcia. Dodam jeszcze, że po drugiej stronie ulicy mamy Ursynów, ale będziemy mieszkali „pod Warszawą”.
23 sierpnia 2003 roku spisaliśmy umowę wstępną i przeliczyliśmy pieniądze.
A tu....... pierwsze kwiatki - podział działeczki trwał aż – proszę mi wierzyć pięć i pól miesiąca. Zdarzały się nam chwile zwątpienia, zastanawialiśmy się nad szukaniem kolejnej, ale jakiś głos wewnętrzny kazał nam czekać i opłaciło się. Na początku lutego sfinalizowaliśmy zakup działki!!!!!!!!!
Zostaliśmy właścicielami ziemskimi!!!!!!
Oczekiwania wykorzystaliśmy bardzo produktywnie: dogadaliśmy się w sprawie projektu, zdecydowaliśmy się na materiały, rozpoczęliśmy rozmowy z ekipami budowlanymi, a nawet kupiliśmy podłogę!!!!!!!!
Gres polerowany na cały dół – to był kolejny podstęp, tylko to mogło przekonać mojego męża do ogrzewania podłogowego, „bo podłoga z kamienia jest taka zimna!!”
A przy okazji spotykaliśmy się z naszą najbliższą sąsiadką. I to było również ogromnym plusem, okazało się, że i ja i ona mamy podobny gust, co w przypadku budowy bliźniaka ma niebagatelne znaczenie. Oczywiście na niektóre sprawy mamy inne poglądy, ale zawsze można się jakoś dogadać.
Największym sukcesem było jednak to, że mój małżonek przekonał się do budowy, mało tego przejął stery i zaskakuje mnie swoją zaradnością i umiejętnością załatwienia wszystkiego!!!
Kolejny raz przekonałam się do tego, że to był dobry wybór- oczywiście myślę o mężu!!!
Stał się stałym bywalcem i zwolennikiem Forum!!!
Na 19 lutego 2004 bilans naszych dokonać przedstawia się następująco: mamy działkę, mapki do celów projektowych, wniosek o przyłącza złożyliśmy, projekt się rysuje, za tydzień negocjujemy cenę ekipy budowlanej, która ma wybudować nasz domek aż do więźby dachowej, a my planujemy, (a raczej mój mąż budowniczy!!!!) w najbliższych dniach zakup materiałów typu cegły i dachówki. Dodam jeszcze, że Teść organizuje drewno.
Jest mi lepiej, chociaż jak czytam o Forumowiczach, którzy się już wprowadzają, to jakieś łezki mi się kręcą!!!! Podziwiam i marzę dalej o bardziej namacalnym „naszym domku”.
Ruszamy z wiosną!!!!!!
Na koniec każdej mojej relacji postanowiłam sporządzać krótkie poetyckie resume:
Przez lata błagałam: Mój Drogi Cezarze,
Wysłuchaj łaskawie o czymże ja marzę!!!
Lecz Cezarr jak skała, twardy, niewzruszony,
Pukając się w czoło nie słuchał swej żony.
Aż wiatry przychylne, niechże je rozsławię!!!
Wywiały Cezarra żonę ku Warszawie.
I on swą miłością – Chyba? Tu zwabiony,
Dołączył w ramiona, czy też żonki szpony!!!
Ta dręczyć go jęła, podstępów użyła.
I do budowania domeczku zmusiła.
I działkę kupili, i jak się to zdarza;
Zrobiła ta baba z Cezarra murarza.
I biega Cezarry, pot z czoła wyciera;
W co to go wrobiła ta jego cholera!!!
I faktem wkurzony, że żonka nim orze.
Jedyną pociechę znalazł w „Muratorze”.
Tam takich straceńców, na „Forum” są rzesze.
Ku żonek- potworów- ogromnej uciesze!!!
I marzy nasz Cezarr, że za rok bez mała,
Jak Olimp w Zgorzałce, będzie chata stała!!!
Gdzie głowy kapusty rozkwitają ślicznie.
Ach ...... jakże tu pięknie, no i ROMANTYCZIE!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia