Dziennik Justy - uśpione marzenia
...wiedzieliśmy, że nie chcemy mieszkać w bloku! Nie było więc nawet potrzeby dyskutowania na ten temat. Bliskie nam osoby uważały oczywiście inaczej, lecz znając nasze przekorne i buntownicze zamysły nie przejawiały też szczególnej stanowczości by nakierować nas na taką właśnie myśl. Ziemia a nad nim kawałek naszego nieba był dla nas troszkę niepoważnym marzeniem, które jednak natarczywie powracało. Postanowiliśmy nieco rozejrzeć się w terenie. Mnóstwo zakupionych gazet, zakreślonych ogłoszeń, wykonanych telefonów.....i rany, nic nam nie odpowiada. Odstraszająca cena, kiepski dojazd, nieciekawa okolica, potwornie daleko, podmokły teren....słup energetyczny(przedziwnie zaniżona wartość działki)...można wymieniać w nieskończoność. I tak ganialiśmy po świecie, poprzestając na marzeniach a przecież w myślach buszowałam już w ogrodzie...Myśli by go ujrzeć wdzierały się po każdym przebudzeniu, i każdego wieczoru. Próbowaliśmy dalej, nieugięci. W rezultacie tych poszukiwań natrafiliśmy na działkę urzekającą, spełniającą wszystkie nasze oczekiwania (oprócz ceny). Niezmordowani postanowiliśmy odszukać właściciela działki i zbić cenę. Sprawa jednak nie była prosta, a my nie posiadaliśmy takowej gotówki. Dwukrotnie nagabywaliśmy owego obszarnika by zmiękczyć jego nieugięte serce. No więc odpuściliśmy temat i tak zastał nas grudzień.
Kolejna okazja, niewypał. Powoli wyczerpywały się nasze zasoby cierpliwości i wytrzymałości, ale wzmocnieni o kolejne doświadczenia poszukiwaliśmy dalej... Dziwnym tylko zrządzeniem losu codziennie powracaliśmy do działki, która tak nas zafascynowała. Staliśmy się od niej uzależnieni. W bilansie naszego pojedynku z myślami było głupotą, zbyt dużą stawką by się na nią porwać! A pomimo tego drżeliśmy by jej ktoś nie wykupił. Doszło już nawet do tego, że obfotografowaliśmy całą działkę, wklejając nasz wymarzony domek w owe zdjęcia. Obrazki zawisły na lodówce.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia