Dziennik Marty i Arka
Od momentu wprowadzenia się do naszego małego M-3 (44m2) mysleliśmy, ze w przyszłości kupimy większe. Zawsze chcieliśmy mieć cztery pokoje. Najpierw szukaliśmy na rynku wtórnym. Ale co to za radocha przeprowadzać się z bloku z płyty do takiego samego. Nie za bardzo nam się to podobało i zdawaliśmy sobie sprawę, że i tak nie będziemy zadowoleni.
Zaczeliśmy szukać więc na rynku pierwotnym. Jest rok 2001 i kryzys w budownictwie. Gospodarka się wali. Wydaje się nam, że to najlepsza okazja na kupno mieszkania. Znaleźliśmy firmę, która budowała ładne dwupiętrowe bloki. Lokalizacja dla nas super. To jest to - myślałem. Zadzwoniłem i umówiłem się z właścicielem tejże firmy na rozmowę. Pojechałem pełen nadziei. Jest mieszkanko, 90m2 + garaż + pomieszczenie gospodarcze, które można zamienić na pokój. Super - myślę. Cena za m2 tylko 2300zł powierzchni mieszkania i 1900zł powirzchni garażu i pomieszczenia gospodarczego. Razem około 130m2 za srednią cenę 2100zł/m2. Właściciel twierdzi, że to okazja - a ja w to wierzę. Liczę... 270 tys. zł!!! Uf. Pan obiecuje załatwić kredyt we frankach.
Wracam do domu. Zaczynam opowidać małżonce. Nie ma szans na taką inwestycję. Chce mi się wyć. Dzwonię do banku - nie mam zdolności. Koniec marzeń!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia