Nasz Dom Parterowy
Pierwsza wizyta ciężkiego sprzętu. Na budowie zawitała “kopara”, jak to nazywa mój syn. Zadanie przed nią poważne, zdjąć humus, a co ważniejsze wyrwać karpy po kilku nawet ponad 50-letnich sosnach, które smutnie zakończyły swój żywot 2 miesiące temu. Humus to pestka, kopara z dziecinna łatwością ogołacała teren z próchniczej ziemi. Z karpami już nie było tak łatwo. Przyglądałem się szczególnie walce z ostatnią, jedną z większych. Zagłębienie łychy pod korzenie powodowało, że kopara podnosiła się cała i drgała jak w konwulsjach. W sumie trzeba było na oko 2-metrowego dołu aby się z nią uporać. Gdy na to patrzyłem pomyślałem, że kilkudziesięcioletni żywot byłego drzewa, próbuje oprzeć się bezlitosnej machinie. Walka z duchami.
Następna myśl była już bardziej przyziemna. Jak do licha zachowa się moja ława ( ta zazbrojona pod budynkiem), która stanie na naprędce zasypanym dwumetrowym dołem. Czy aby na pewno nie zechce jej się delikatnie wygiąć ku dołowi?
Wszystko oczywiście z przygodami, bo po wywiezieniu jednej wywrotki karp i ziemi, maszyna nie zdzierżyła i drugi kurs odłożony na później. Twardy byłem na szczęście i nie zapłaciłem za wykonaną do tej pory robotę, mimo nalegań „koparkowego”. Zapłata po robocie. To chyba powinno być jedno z naszych, „budowlańców, czy też „budowniczych”, przysłowii. Przede mną budowa GWC. Sprawa o tyle zawiła, że jeśli rów pod GWC ma kopać koparka, to trzeba to zrobić przed ławami. W przeciwnym wypadku, po wylaniu ław już na miejsce budowy GWC, koparka nie wiedzie. To tyle.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia