Jeśli dom, to ZENIT koniecznie - dziennik
O tym, jak pierwszy raz w życiu zobaczyliśmy budowę na własne oczy.
Z mężem nie jesteśmy jedynymi inwestorami, którzy wchodzą w budowę domu mając o tym nikłe pojęcie. Coś się kiedyś widziało, coś się komuś pomogło, ale nigdy na poważnie.
W październiku, a dokładnie 14 października Jewrioszka rozpoczął swoją budowę. Ponieważ miał niekrępującą działkę, dużo wykarczowanych brzózek, od słowa do słowa zaprosił do siebie na ognisko. Mi z wrażenia pomyliły się dni i zamiast w niedzielę pojechaliśmy do niego w sobotę.
Humus był już zdjęty, budynek wytyczony. Ekipa właśnie robiła wykopy pod fundamenty. Szło im pięknie, wykopy równiutkie, jakby ktoś kroił nożem. Niby nic wielkiego, ale my byliśmy pod wrażeniem.
Następnego dnia przyjechaliśmy oczywiście ponownie, tym razem już na ognisko właściwe. Była Abromba i Pontypendy z rodziną. Pogoda nie rozpieszczała, raz po raz moczył nas przelotny deszczyk, ale kiełbaski, grzaniec i domowe nalewki pomogły nie zwracać uwagi na takie drobne niedogodności. Jednym słowem było bardzo miło!
Wróciliśmy do domu z mocnym postanowieniem poprawy z pchaniu spraw formalnych dotyczących budowy.
Jewrioszkową budowę odwiedzaliśmy systematycznie (i mam nadzieję nadal będziemy). Widzieliśmy postawione ściany, wylany strop, budowę więźby i wielki finał stanu surowego otwartego (w połowie stycznia) - gotowy dach.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia