"Bziabzia" czyli Alice realizuje marzenia
Koniec stycznia
Sprawa sprzedaży mieszkania wreszcie ruszyła z kopyta. I tu mała dygresja. Zamierzaliśmy skorzystać z pomocy agencji nieruchomości. Pewnie niejeden z Was zada pytanie - po co? Z prostej przyczyny, mieszkanie o powierzchni 90 mkw i w satysfakcjonującej nas cenie sprzedać nie jest wcale łatwo. Zdecydowanie trudniej niż lokal o połowę mniejszy. Zresztą pracując oboje, nie mieliśmy czasu by się w to specjalnie bawić. Mieliśmy nadzieję, że agencja zrobi wszystko by znaleźć klienta, a potem skasować swoją prowizję I niestety pomyliliśmy się bardzo Złożyliśmy ofertę w połowie grudnia 2003 i nic – mimo codziennych ogłoszeń w prasie i kontaktów innych agencji, które wprowadzały ofertę do swoich baz. Dopiero jak "najlepsza z żon" - niezmordowana i nigdy nie poddająca się kobietka chodząc z córką na spacerze porozwieszała ogłoszenia po okolicy telefony się urywały, a potencjalni zainteresowani mało nie zadeptali nam mieszkania. I po dwóch tygodniach codziennych wizyt znaleźli się chętni. Przyszli właściciele byli jednymi z pierwszych jacy oglądali nasze mieszkanie.
No i nadrobiłem kilka miesięcy. Teraz dziennik powinien być już prowadzony w miarę regularnie.
24.01.04
Dajemy projekt (fundamenty, ściany, więźba) do wyceny ekipie budowlanej polecanej przez kierownika. Okazuje się, że jej szef jest moim krajanem. Pochodzi z miasta oddalonego o 20 km od Gorlic. Mamy czekać tydzień na wycenę. Już się boję
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia