"Bziabzia" czyli Alice realizuje marzenia
12.02.2004
Wczoraj dogadywaliśmy wstępnie szczegóły sprzedaży mieszkania z przyszłymi nabywcami. Tu warto napisać pewne wyjaśnienie. Nasze dotychczasowe lokum obciążone jest w części hipoteką i to przeliczaną z euro. Kurs jak wiadomo jest zniechęcający do wcześniejszej spłaty. Przynajmniej w krótkoterminowej perspektywie. Ale mamy rozwiązanie, które podrzucił zresztą doradca z banku.
Możemy na czas budowy przenieść hipotekę na dom teściów, a potem na nasz własny. Rodzice Kasi wyrazili już zgodę. Bierzemy się więc za kolekcjonowanie odpowiednich papierków. Zaletą takiego rozwiązania - jeśli oczywiście zaakceptuje je ostatecznie bank - jest to, że kasę za mieszkanie otrzymujemy do ręki. Tyle, że potem może być już ciężko - jak zaistnieje taka potrzeba - podwyższyć wartość kredytu.
Inną alternatywą, mało kuszącą z uwagi na silne euro, jest spłata obecnego zadłużenia (kilka tysięcy w plecy) i znalezienie banku, który udzieliłby nam kredytu budowlano-hipotecznego na korzystniejszych niż obecnie warunkach (np. we frankach szwajcarskich). Przeraża mnie jednak kolejne zbieranie potrzebnych dokumentów i ryzyko, że bank nie będzie jednak chciał nas finansować, mimo, że za własne środki mielibyśmy większość stanu surowego
W sobotę mamy podpisać wstępną umowę sprzedaży mieszkania. Problem w tym, że nie wiemy na razie kiedy otrzymamy kasę, bo nasi kontrahenci muszą wpierw sprzedać swoje mieszkanie. Mają jednak o połowę mniejsze od naszego to powinno być łatwiej. Bierzemy na razie 10-proc. zaliczki, drugie 10 proc. do końca marca, a do końca kwietnia reszta.
13.02.2004 (piątek :))
Uff, ciężkie mieliśmy wczoraj popołudnie. Negocjowaliśmy - właściwie to żona - warunki z dwoma ekipami. No i osiołkowi w żłoby dano. Oferty cenowo są porównywalne, tylko te szczegóły.
Pierwsza ekipa (A) robociznę wyceniła na 40 tys.+VAT. Druga (B) na 45 tys. brutto. Z tym, że pierwsza robi stan surowy z więźbą i ogrodzeniem, zaś druga bez ogrodzenia, ale za to z docelowym pokryciem dachu. Do tego, w przypadku ekipy A, nie jest przewidziany stały pobyt na budowie któregoś z robotników, drudzy natomiast będą mieli postawiony własny kontener i będą mogli przy okazji pilnować terenu.
Biorąc pod uwagę czysto ekonomiczne względy, bardziej mnie kusi ekipa B. Ogrodzenie, a właściwie jego namiastkę mogę zrobić razem z teściem własnym sumptem. Natomiast położenia dachu nie podjąłbym się za żadne skarby
Przy okazji, szef ekipy B zasugerował, żeby zapytać się kierownika budowy i projektanta, czy zamiast ścian z bloczków betonowych nie zrobić wylewanych fundamentów żelbetowych. Jego zdaniem, koszt robocizny byłby w takim przypadku o 5 tys. niższy, zaś oszczędności materiałowe wyniosłyby około 10 tys. Nie w kij dmuchał
Na razie biorę się do lektury forum w tym temacie. W weekend postaram się podpytać naszego kierownika. Jeden z kolegów z pracy ma coś takiego i chwali sobie to rozwiązanie. Jeżeli faktycznie nie wpłynie to na jakość budowy i przyszłą eksploatację to czemu nie? Muszę mieć jednak pewność na 100-proc., że podejmiemy prawidłową decyzję. Jak mam później żałować i mieć problemy z domem, to mam gdzieś takie oszczędności.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia