"Bziabzia" czyli Alice realizuje marzenia
19.04 (poniedziałek)
Przez cały ostatni tydzień nasi górale kończyli murować ściany fundamentowe. Kończyli, kończyli i nie skończyli. Przez to mamy co najmniej jeden dzień w plecy. Planowaliśmy na sobotę zagęszczenie gruntu pod wylewki, ale na planach się skończyło. Niestety z winy naszej ekipy. Panowie zamiast wziąć się do roboty zaraz po świętach, zwieźli swoje d...pska dopiero w środę po południu. Jakby tego było mało, szef budowlańców miał ze środy na czwartek imprezę rodzinną, I mimo że to góral, i teoretycznie powinien mieć silną głowę, skutki nadużywania napojów wyskokowych nie pozwoliły mu jednak na czynny udział w pracach następnego dnia
No i gość dorobił się pogadanki umoralniającej od Kasi. Być może to był tylko incydent, ale lepiej od razu reagować, bo wykonawcy rozbestwią się i co wtedy?
Niby nic wielkiego, ale ekipa nie zdążyła do końca wymurować bloczków na fundamencie pod garażem. Przez to dopiero w poniedziałek kończyli wieniec. I zaczęli wreszcie zagęszczać grunt. A wszystko to pod czujnym okiem Kasi, która spędziła cały dzień na budowie.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/wieniecfund.jpg
Z-wieńczenie fundamentów
20.04 (wtorek)
Dzisiaj moja kolei. Oczywiście nie obeszło się bez komplikacji. Panowie hydraulicy nie przyjechali na 8 rano by przed wylewkami zrobić podejście pionów i kanalizacji. Raczyli się pojawić dopiero o 13-tej. Wpierw było ich tylko 2, ale później wielkość ekipy wzrosła do 5 osobników. To nie jedyny zgrzyt. Nasza ekipa zaczyna pokazywać różki. Twierdzi, że należą jej się dodatkowe pieniądze bo....I tu cała litania:
- musieli kopać więcej niż wcześniej myśleli,
- fundamenty są większe niż myśleli,
- musieli odkopać fundamenty by je ocieplić,
- bo szef źle wyliczył koszt prac.
Nie wiem, śmiać się czy płakać. Jestem w stanie zrozumieć jedynie trzeci postulat. Facet, który narzucał piasek na grunt pod podłogi zrobił to tak nieudolnie, że poobsypywał przy okazji fundamenty. Ale reszta wniosków to czysta kpina. I młyn na wodę dla mojej stanowczej małżonki. Postawiła sprawę jasno. Jak się nie podoba, to droga wolna. Umowa była bardzo jasno i precyzyjnie spisana z konkretnymi zadaniami, harmonogramem i wyceną poszczególnych etapów. Nie budziła sprzeciwu. Skąd więc ten bunt? Daliśmy sobie dwa dni na ochłonięcie. Jak się nie dogadamy, to przyjdzie nam szukać innej ekipy.
W tak napiętej atmosferze, pokazałem własnoręcznie naszym budowlańcom jak się pracuje łopatą. Coś czuję, że do weekendu się nie ruszę. Ale odniosłem zamierzony skutek, bo po jakimś czasie dwóch wykonawców wspomogło mnie w pracach odkrywkowych. A przy okazji słoneczko ładnie podkolorowało moje coraz większe zakola
W trakcie prac naszły mnie filozoficzne przemyślenia, czy jakbym był bezrobotny, to czy za dniówkę (100 zł) pracowałbym w ten sposób. Gdyby to był jedyny sensowny pomysł na życie, to czemu nie. A gdyby jeszcze takie zadanie trafiało się systematycznie, to spoko można by wyjść w miesiącu nieźle powyżej zasiłku.
Kolejnym ciosem w plecy okazała się dostawa – a właściwie jej brak – betonu. Wpierw miał być o 16-tej, potem o 19-tej, a ostatecznie będzie dopiero następnego dnia rano. Najgorsze jest to, że nie mamy za bardzo jak przypilnować wyładunku (lejemy z pompy). Aż żal Kasi na której barki znowu spadnie to pociągające zajęcie. I znów biedactwo spóźni się do pracy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia