"Bziabzia" czyli Alice realizuje marzenia
30.07 (piątek)
Korzystając z wolnego przedpołudnia odbieram od Kasi z pracy nadstawki na europalety, które posłużą nam do składowania odpadków drewna. Na budowie dekarze kończą pierwszy etap obróbek i instalację rynien. Rury spustowe postanawiamy zostawić w depozycie w firmie. I tak trzeba byłoby je zdjąć przy ocieplaniu i robieniu tynków, a przy okazji nie będą kusić złodziei. Okazuje się, że zabrakło kilku metrów folii dachowej i trzeba było domówić. Na szczęście nie trzeba płacić za całą rolkę, tylko za zużyte metry. Dekarze postanawiają, że od poniedziałku - kiedy przyjadą arkusze z blachą - będą nocować na działce. Strzeżonego i tak dalej.
Wracając do domu odwiedzam przedstawicielstwa Wiśniewskiego i Hoermanna, by dowiedzieć się o możliwość instalacji wyższej bramy. Pechowo, w żadnym z biur nie było montażystów, a panie sekretarki nie były w stanie udzielić na 100-proc. pewnej informacji. Mają oddzwonić i umówić się na wizytę na budowie.
Popołudnie, oprócz wykonywania obowiązków zawodowych – internet to piękna rzecz – upływa na pakowaniu się rodzinki na nocny wyjazd nad morze. Ćwiczymy ten sam scenariusz co rok wcześniej. Kasia z Alą i swoją mamą jadą pociągiem nad morze, a ja po tygodniu wymienię się z teściową jadąc do nich i po nie samochodem. Oby tylko miały pogodę. Patrząc na rosnącą górę tobołów zadaję sobie pytanie, czy nasze rodzinne kombi pomieści tyle gratów. Okaże się dopiero na miejscu, bo część rzeczy mam dopiero dowieźć. O północy – 20 minutowe spóźnienie odjazdu pociągu – zostaję słomianym wdowcem i zaraz zaczynam tęsknić za moimi babami. Chlip, chlip.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia