Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    45
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    143

Pod dachem, czyli moje niebo, czyli opowiastka strychowa :)


anirac

505 wyświetleń

Szczebelków ciąg dalszy.

 


Drewno na więźbę zamówione, co prawda nie tam gdzie planowalismy wstępnie, ale jak moje chłopie zobaczyło na przygodnym składzie dziewczę przyjmujące zamówienie, uznał jako ta wyrocznia, że nigdzie lepszej ceny nie będzie. Cóż mi pozostało więc – zgodzić się na warunki Pytii i pozwolić by uzgadniał resztę z właścicielką farbowanych włosów i kwadratowej szczęki. (A co! Raz zazdrosna baba może ze mnie wyjść). Na jego szczęście cena była na tyle przyzwoita, że na resztkę męskiej (nie)przyzwoitości machnęłam ręką.

 


Teraz ceny płyt OSB spędzają mi sen z oczu, a uzgodnienia z panami dźwigowymi dodają pikanterii wszelkim marom Jak długo jedzie dźwig? Ile czasu potrzeba na wciągnięcie więźby? Jak długie ramię ma mieć wysięgnik? Ile ton ma wrzucić? Udaję, że wiem. Po czwartej rozmowie z dźwigowymi wiem, ale jak rozmawiać Ustalam cenę, mamy termin. Mój chłop może się dalej wdzięczyć do panienki ze składu, ja dźwigowych biorę na siebie :)

 


Teraz powinien być kolejny szczebel, ale właśnie się złamał. Banki dalej nie zdecydowały sie na mój kredyt. Zbyt nietypowe to dla nich. Chcą umowy kupna strychu. Ja jej nie mam, bo muszę najpierw zrobić adaptację by wyodrębnić i zakupić od Wspólnoty. Tak jest w akcie. Akt aktem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Piotrowi udaje się załatwić zaświadczenie o samodzielności lokali niemieszkalnych, teraz trzeba załatwić możliwość kupna w tym stanie. Słowo “załatwić” – najbardziej czarodziejskie z czasowników, czasami tak mnie denerwuję, że chcę je wyrzucić na zbity pysk ze słownika. Ale zamiast tego odmieniam je przez wszystkie czasy i nieustannie ciągle coś ZAŁATWIAM! Piszę wnioski, ustalam kosztorysy, wymyślam kolejne pisma.

 


Drugim słowem, które najchętniej bym wyrzuciła ze słownika jest wspólnota, a dokładniej – mieszkaniowa. Nie będę liczyć kilogramów kremówek, litrów piwa i innych czułych słówek, które przekonały wspólnotę o sprzedaży strychu właśnie nam. Przez kolejne dwa lata wysłuchiwaliśmy jako to złoty interes zrobiliśmy kupując ten strych, a ile oni by zarobili sprzedając go teraz. Dziesiątki godzin wiszenia na telefonie i wysłuchiwanie ich problemów. Wszystko w imię dobra sprawy. Wczoraj wywiesiłam śliczna żółtą karteczkę z informacją o rozpoczęciu prac oraz prośbą usunięcia anten z dachu. Efekt? Telefony i awantury, jak my możemy tak postępować! Bo kartka zbyt sie rzuca w oczy (chodziło o to, żeby ten związek emerytów ją przeczytał), bo oni nie będą sami wchodzić na dach, bo dlaczego oni mają czytać to co my piszemy.

 


Cierpienie uszlachetnia, milczenie jest złotem, cierpliwość cnotą. Ale mam już powoli dosyć tych samych zalet, w które obrastam wraz z postępującą budową. Czekam jak na ołtarze mnie wyniosą i wtedy ten budowlany raj nie będzie mi już potrzebny, a szczebelki w drabinie same się ułożą w schody do nieba.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...