Pod dachem, czyli moje niebo, czyli opowiastka strychowa :)
Czy luty nie jest najpiękniejszym z miesięcy? Mam wrażenie, że tylko miesiąc, w którym zdążę się wprowadzić, zdegraduje te zimowe tygodnie. Co z tego, że pogoda zmienna jak kobieta w ciąży, co z tego, że wspólnota mieszkaniowa przyczynia się moich wrzodów żołądka, co z tego, że konta bankowe zaczynają pokazywać dno i to niestety nie podwójne. Moja ekipa siedzi na dachu! A właściwie to już zdążyli się pozbyć sporej części dachu. Leci papa, lecą osmolone deski, wyłaniają się stare krokwie, wyłania się obłędny widok, wyłania się światełko w tunelu, że wybudujemy! Górale, żyjący w zgodzie ze swoją filozofią życiową, chwycili za ciupaski i porubali stary dach. Bystra woda może popaść w kompleksy na punkcie szybkości. Ja nie chcąc pozostać w tyle, też rozwijam szybkość, ale na krakowskich ulicach. Tu brakuje płyt, teraz trzeba folię dowieźć, zabrakło paliwa, co z dźwigiem, gdzie siusiu? Kolekcjonuję mandaty za złe parkowanie i pędzę dalej mając za pierwowzór Strusia Pędziwiatra. Co któryś tam zakręt wpadam do biura, staram się upchnąć kilka spraw, obsłużyć klientów, odebrać następny telefon, że potrzebny kontener i wypaść w jego poszukiwaniu.
Piotr, idąc śladami kreskówek, przeobraził się w Boba Budowniczego i całe dnie spędza na strychu, albo na tym co z niego zostało. Dokładając do tego jego zeszłotygodniowe postanowienie o odchudzaniu, jest na jak najlepszej drodze do odkrycia diety-cud. Ja w cuda mocno wierzę i w raje na ziemi, więc poniżej jego namiastka :)
ażurowy dach:
http://images24.fotosik.pl/163/df2096c2c16fb072med.gif
ekipa człekokształtna - wszystkie kończyny mają chwytne :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia