Pod dachem, czyli moje niebo, czyli opowiastka strychowa :)
To dziś zamiast opowiastki będzie telenowela. Bo to ona jest najważniejsza – Esmeralda czy inna Moda na sukces, staje na przeszkodzie mojemu szczęściu. A wszystko to rozgrywa się przecież tuż przy Catedral de Cracovia, w hacjendzie Wspólnoty. Ale po kolei, bo w zawiłościach meandrów tasiemca łatwo się można pogubić.
Realizacja mojego pierwszego marzenia: kubek gorącej herbaty, moja skromna osoba i do towarzystwa Wieża Zegarowa widziana z okna salonu, staje się poważnie zagrożona. Realne cały czas są tylko te dwa pierwsze punkty, a przez ten trzeci Wspólnota chce mnie zmusić do popełnienia przestępstwa. Poważnego, żeby nie było wątpliwości. Spirytus movens wszystkiego ma postać anteny telewizyjnej, umieszczonej nie dosyć, że na naszym dachu, to jeszcze na osypującym się kominie. Och, wyrwało mi się nieoparzenie “nasz dach”. Jest on nasz jeśli chodzi o remont, usterki, naprawy. W pozostałych przypadkach należy do Wspólnoty. Wracając do głównego wątku, mamy problemy natury technicznej: jak położyć nowy dach nie zdejmując z niego anteny? Przesunięcie jej w rewir chwilowo nieprzeszkadzający poskutkowało wezwaniem administracji i zażaleniem, że emerytki w kamienicy nie mogą oglądać seriali.
Posunięcie kolejne – naczelny elektryk Wspólnoty zarządza przymocowanie anteny na kominie, który grozi zawaleniem (bo ponoć w tym miejscu Isaura najkorzystniej wygląda). To nic, że połowę anteny mamy w przyszłym pokoju (zaoszczędzimy w czasie deszczu na wodzie, podstawiając pod wylot miskę), to nic, że właśnie w tym miejscu miała być zdejmowana kolejna połać dachu, to nic, że ów komin chwieje się przy podmuchach wiatru. Zdesperowana (bo ta cecha jest chyba wskazana u latynoskich heroin) lecę do zarządu kamienicy, załamuję ręce (kolejny gest wpisujący się dramatycznie w całą sytuację) i w efekcie przyciągam administratorkę na sam szczyt naszego problemu, czyli strych. Kobieta wykazuje się zdrowym rozsądkiem i obiecuje podjąć temat. Streszczenie zaprzepaszczonych odcinków Milagros nie wchodzi chyba w grę, celem jest raczej przesunięcie tej nieszczęsnej anteny i naprawa komina.
Wzeszło słońce nad miastem, dzień lekko deszczowymi łzami orzeźwia zmęczone twarze inwestorów podążających w stronę tej catedral de coś-tam. Cóż mamy na miejscu? Konsylium połowy kamienicy, zarządcę Wspólnoty i przedstawiciela gminy. Na wniosek owego członka zarządu i wspólnoty jednocześnie, postanowiono udokumentować, że bezprawnie podnieśliśmy kalenicę o 30 cm! Oczywiście, że podnieśliśmy, nie było innej opcji! Raz, że wysokość pomieszczeń, dwa – jak położyć nowy dach, nie rozbierając do końca starego, trzy – nie wychodzimy poza fire-mur!! No, ale w projekcie jest zapis – wysokość kalenicy nie ulega zmianie, a my tu prawo łamiemy.
Poinfrmuję tylko, że inny zapis nie mógł być umieszczony bo w obrębie tzw. historycznego miasta Krakowa, zastane budynki nie mogą być podnoszone. Nie dotyczy to: hoteli, miejscowych bossów i tych co stać na zapłacenie kary. Bo podnoszenie jest nagminne, ale o co najmniej jedno piętro. 30 cm to wymiar, który nawet architekci traktują jako “przemurowanie ostatniej warstwy cegieł”, a u co niektórych panów nawet w spodniach się mieści.
No to mamy kolejny odcinek naszej telenoweli. Zmagania z nadzorem i donosy wspólnoty, którzy w ten sposób postanowili zrekompensować sobie nie obejrzany odcinek M jak miłość.
O Santa María y Jesus, mammamija, a tak naprawdę de puta madre!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia