Pod dachem, czyli moje niebo, czyli opowiastka strychowa :)
Wiosny ciąg dalszy, zagościła w kalendarzu, w sercach, tylko jakoś w pogodzie nie chce. No to trzeba ją podmalować. Główna część kamienicy czeka już na ostatni make-up, krem, korektor, fluid już jest, pozostał więc puder z papy, wytuszowanie dziur oknami i mocne zalakierowanie rynnami. A potem to już się można światu pokazać. Na lifting czeka oficyna. Udało się odessać starą blachę, wklepać sporo cementu w belkę wspornikową, przygotować podkład ze stalowych dwuteowników i zacząć retusz drewnianych belek. Na dziś koniec zabiegów upiększających, kolejna kuracja za kilka dni, po świętach. A tymczasem pora na wiosenne porządki, zmiany i wagary. To ostatnie zalecenie jako pierwsza wykonała ekipa i już trzy dni temu rozjechała się do domów. Mam nadzieję, że nadmiar cholesterolu w jajkach nie poskutkuje sklerozą i moi górlane nie zapomną wrócić. Ja przez pewnien czas myślałam o topieniu Marzanny, ale uznałam, że i wspólnota ma prawo do życia
Świątecznie więc wysprzątałam przyszłą kuchnię
http://images29.fotosik.pl/180/15f102d6088eb858.gif
A tutaj i elektryczność do nas zawitała w pełnej cywilizacyjnej formie
http://images34.fotosik.pl/188/06c23d49d7f661fc.gif
No więc może czas na przeprowadzkę :)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia