Pod dachem, czyli moje niebo, czyli opowiastka strychowa :)
Kwiecień plecień poprzeplata... I plecie nam się ten tydzień warkoczem wstawionych już okien dachowych i nowych krokwi nad oficyną, a i wstążkę balkonu wplata w budowlany kłos. Tu piękna wiosna zachwyci słońcem, tam deszcz zmoczy świeżo zakotwioną więźbę. Dni naprzemiennie układają się w swoją opowieść o nowym stropie, o otworach okiennych, a nawet o pięknym kasztanowcu, którego bronię jak niepodległości. Bo tuż przy sypialni, tuż za balkonem rośnie wielki rozłożysty kasztan i nawet jak przeszkadza w budowie to nie pozwalam na obcinanie konarów. Już widzę poranne słońce przenikające przez liście, już widzę rude kamyczki turlające się po balkonie. I chyba mnie to bardziej cieszy niż nawet mojego kota, na samą myśl o tych harcach nadrzewnych
Oj, urosło to moje niebo, już prawie nie zostawia mi miejsca na wyobraźnię, bo rzeczywistość przesłania dawne obrazy spod powiek. Wysokości wszędzie “złapane”, przyszła podłoga wypoziomowana, mury wzmacniane i przemurowywane, nawet pierwsza ścianka łazienkowa wyrosła hen wysoko, nawet mleczne luksfery kupiłam i czekają na przymiarkę w zewnętrznej ścianie.
A w kamienicy nastąpiła odnowa moralna, bo żart prima aprilisowy już by się skończył, a wspólnota od kilku dni nadal uprzejma, wyrozumiała, grzeczna. Aż się boję chwalić. Chwilo trwaj, chwilo jesteś tak piękna!
Dziś płaciłam za drewno na więźbę i znów miłe zaskoczenie – uczciwy dostawca pamiętał o tych zwrotach, o których nawet my nie pamiętaliśmy i pomniejszył całą kwotę według swojego rozliczenia.
Jeśli tak zawsze wyglądają plecionki kwietniowe, to ja maty zacznę wyplatać. A może to po prostu dobry miesiąc, mój dobry księżyc, za którego czasów kiedyś tam i ja przyszłam na świat...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia