Pod dachem, czyli moje niebo, czyli opowiastka strychowa :)
Okna deszczem zapłakane wyglądają końca remontu. A ja bym raczej słońca powyglądała by przywrócić względną temperaturę w domu. Jejku – jak to brzmi: W DOMU!!! W moim niebie. Patrząc na słupek rtęci w termometrze mogłam sobie zbudować opozycję w postaci piekła – przynajmniej byłoby tam cieplej. Na razie rozgrzewam się widokiem grzejników i ... tylko widokiem, bo hydraulik znów miał pod górkę, jakieś 4 pogrzeby, 2 rozwody i złapaną gumę w kole, więc nie dotarł na drugi już umówiony termin podłączenia ogrzewania. Nic to – wyciągnę kota z garderoby (ma w końcu wyższą temperaturę ciała niż ja) i pooglądam zdjęcia kominka na internecie. Bo kominek i u mnie będzie, a jakże. Ba, nawet wkład już kupiłam. Co prawda półtora kwintala żeliwa jeszcze nie dojechało, ale mam nadzieję, że zrobiłam kolejny interes życia i wytargowałam jedyną słuszną cenę za monolityczną Tarnavę. Zeszły tydzień upłynął mi pod znakiem dokształcania się z wkładów kominkowych i wreszcie szalenie oryginalnie (jak co najmniej połowa vox populi muratora) wybrałam rodzimy produkt w wersji retro.
Prześwietliłam ceny u wszystkich dostawców w Krakowie, naczytałam się opinii o kosztach i dowiedzialam się, że za mniej niż grubo ponad 3 tysiące polskich złotych to sie nie da. Tylko, że nie przyjęlam tego do wiadomości (łącznie z prognozowaną od minionego poniedziałku 10-procentową podwyżką na wszystko co grzeje) i znalazłam dostawcę, który pozwolił mi zaooszczędzić 7 banknotów z królem Jagiełło (swoją drogą – kiedyś to było wiadomo na ile wycenia się Waryńskiego, Chopina, Świerczewskiego, Kopernika, a teraz żeby zdiagnozować odpowiedni nomiał to trzeba najpierw spojrzeć na mordę na awersie). Więc zaoszczędzony Jagiełło leżakuje w portfelu i zostanie wydany na inny zbożny cel budowlany. Na przykład na długie śruby “piątki” do deski sedesowej :) Jak je kiedys znajdę.
Magik od wyrobów sanitarnych śruby i owszem przewidział, tyle, że za krótkie, więc po dwóch miesiącach zjeżdżania z deski w najmniej oczekiwanych momentach, postanowiłam zrobić z tym porządek. Kupiliśmy szpilkę, nakładki, zaślepki i poddaliśmy się romantycznej czynności przymocowywania desek do kibla i bidetu. Po godzinie wytężonej pracy umysłowej i lekkiej fizycznej okazało się, że deska na tyle mocno siedzi, że prędzej miskę urwiemy, ale również nie otworzymy tejże deski :) Bo zaślepki są zbyt wysokie. No to spokojnie rozkręciliśmy wszystko, założyliśmy zwykłe rdzewiejące nakładki i ... jedną klapę otworzymy, ale drugiej już nie Na tym poprzestaliśmy. Kolejnym pomysłem jest ślusarz, który ma poprzedłużać oryginalne śruby.
Chyba już rozumiem, dlaczego kupiłam te miski w promocji. Mam nadzieję, że zamówiony brzuszek do kominka, mimo swojej ceny, nie bedzie wymagał takich karkołomnych rozwiązań i rozgrzeje skostniałe palce by wystukać dalsze strychowe opowieści.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia