Pod dachem, czyli moje niebo, czyli opowiastka strychowa :)
Siedzę w kuchni, za oknem deszczowo-zimowa noc, koty walczą o palmę pierwszeństwa na moich kolanach, zegar tyka uspokajająco (tym razem nie myślę o nieuchronności zmarszczek), a ja popijając herbatę wgapiam się w nowy nabytek. Wreszcie stanął w całej swej okazałości, w miejscu ustalonym w momencie wyrysowania tu ściany jakieś 2 lata temu na kartce papieru. KREDENS. Nabożnie wstukuję to słowo, pieszczę każdą literkę, tak jak mój wzrok głaszcze szafeczki, półeczki, szufladki. Dziś jeszcze trochę smutny, zagubiony w nowym miejscu, ze szpetnymi szybkami. Ale obiecałam mu nowe oczka, koronkowe fatałaszki, a może i inny kolor. To już się zobaczy. I ja muszę go oswoić, udomowić, zamieszkać. Dał wystarczająco dużo emocji przy zakupie (licytację wygrałam 14 sekund przed końcem o 1 zł przebijając ofertę), transporcie (gdzie stargowałam cenę o ponad połowę) i wnoszeniu na własnym grzbiecie na czwarte piętro. Czas więc ochłonąć i popatrzeć :)
http://images32.fotosik.pl/443/2305e860d67cb1dc.gif
Tylko koty jakoś nie doceniają podniosłości wydarzenia i jeden próbuje mu obgryź ranty, a drugi znalazł sobie ciekawsze legowisko:
http://images47.fotosik.pl/52/d281286cdc5293fc.gif
Jak widać zalety bidetu dostrzegają nie tylko kobiety :)
Oj, lubię to moje niebo, wybaczam 103 schody do niego, uginające się podłogi, krzywe ściany i ciągle wierzę w potencjał tego miejsca. Bo nawet zwykłe zdjęcia czasami wychodzą niezwykle, że wizyty w galeriach stają się zbędne:
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia