Dziennik Ani i Tomka
Witam serdecznie.
Jakoś długa przymierzałam się do założenia tego dziennika.
No ale w końcu jestem
Od razu zaznaczę, że mój dziennik to nie tyle dziennik budowy, co wykańczania.
Ale może od początku.
Pomimo tego, że jest nas (jak na razie) tylko dwoje, zaczęło być nam ciasnawo w wynajmowanej kawalerce. Zaczęliśmy mieć dosyć permanentnego obijania się o sprzęty, tudzież o siebie.
Kupno mieszkania nie wchodziło w grę. Oboje wychowaliśmy się na wsi i tam nas ciągnęło. Zaczęliśmy snuć marzenia, jakby to było fajnie pić kawkę na własnym tarasie...
Tak więc: dyskusja, wyliczenia, przewidywania - efekt: o budowie własnego domu przy naszych zarobkach to raczej mogliśmy pomarzyć...
To może jakaś chałupa do remontu?
Zaczęły się poszukiwania w ogłoszeniach. Ale szybko nasz optymizm przygasł, bo ceny takich - dosłownie - chałup to po prostu zwalały z nóg. Nie dość, że wymagały generalnej przebudowy, to jeszcze umiejscowione gdzieś w polach albo w lasach...
Mimo tego co jakiś czas przeglądaliśmy oferty sprzedaży, a nuż coś się trafi.
No i trafiło się!
Dom wolnostojący, dziesięcioletni, niewykończony. 23 km od miasta. Blisko szosy, kościoła, sklepów. No i cena przystępna.
Jak tylko go zobaczyliśmy - wiedzieliśmy, że to nasza okazja. Albo on, albo żaden inny.
Wyglądał tak:
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia