Dziennik Ewy (EZS)
Po dwóch przwie miesiącach bojów z tepsą mam internet...
urlop.
Rano wstajemy i układamy harmonogram: mąż kładzie gładzie, ja sprzątam z dzieckiem działkę - jak popadało, wyszły z ziemi stada budowlanych papierów, rurek, złączek, styropianu, taśm i nie wiem, czego jeszcze. Bałagan. Potem biegiem obiad i maluję szafki. Znaczy części drewniane, zmianiam kolor. Dziecko sprząta pokój. mąż robi gładzie. przerwa na dziennik. dziecko poszło spać. ja skończyłam malować, mąż skończył jedną ścianę. fajrant. jest 21,30.....
Jutro mąż robi drugą ścianę, ja pomaluję tą wczorajsżą a potem się chyba wezmę za szlifowanie i malowanie schodów FAjnie, nie? A znajomi w Alpach.
Wczoraj byliśmy na zakupach. Chciałam kupić
-dwa foteliki do pokoju dziecka. małe ale wygodne - takich nie robią
- skrzynię drewnianą typu kufer, dużą (taką na pościel) - w sklepach nie znalazłam. Były takie indyjskie, al;e na nich się nie posiedzi - za delikatne
są w internecie ale ja wolałabym pomacać
-dostawkę do biurka. wziełam je z bloków, prawie nowe, przecież nie wyrzucę, ale za małe. w bloku większego nie mogłam, tu mogę coś do niego dostawić. Ot blat na 4 móżkach. Ale nie biurko, bo dwa biurka obok śmiesznie by wyglądały. Takiiej, co by mi pasowąła -nie ma
-zegar stojący duży. chciałabym z mechanizmem naciągowym sznurkowym. całe życie mi się marzył taki zegar. Niestety, taki to koszt od 4 tyś w górę. inteligencji polskiej na taki luksus nie stać. zaczełam oglądać te z marketu to nie jest to samo. mam dylemat - nie mieć zegara wcale czy mieć gorszy? te max 1500 jakoś wycisnę....
w efekcie po całym dniu łażenia po sklepach nic nie kupiłam
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia