Dziennik Alicjanki
MARZEC (część mokra)
Tego dnia zobaczyłam, że do But-Hali rzucili gumiaczki. Wreszcie doczekałam się czegoś w moim rozmiarze! Pamiętając obraz 40-to latka na budowie Dworca Centralnego uznałam, że takowych potrzebuję aby uznać siebie za profesjonalnego budowniczego (kask sobie odpuściłam). Po pracy pojechaliśmy na budowę, bo jak wiadomo „pańskie oko...”. I tu okazało się, że kupienie gumiaczków było dowodem istnienia kobiecej intuicji, bowiem naszym oczom ukazała się...Wenecja!
Mój mąż, który gumiaczki (gumiaczyszka raczej - patrząc na rozmiar) miał już wcześniej, ale zostawione w blaszaku na działce, nie był w stanie do niego dotrzeć bez mojej pomocy. Nawet nie mógł otworzyć bramy! Dom bowiem wznosił się dumnie otoczony ze wszech stron wodą. Wylewała się ona nawet częściowo na ulicę, stąd trudności z otwarciem bramy.
Objawy wzrastającego poziomu wody były na działce już wcześniej i objawiały się występowaniem basenów w miejscu dołu wykopanego pod szambo i pod hydrofornię podziemną. Również sąsiad zaznał wodnych uroków wylewając w marcu fundamenty swojego domu, wprost w rowy pełne wody. Nasze fundamenty były kopane w porze wyjątkowo suchej i ciepłej jesieni, ale jak się właśnie przekonaliśmy, to była tylko anomalia pogodowa.
Brodząc w wodzie do pół łydki wokół domu czułam jak mój duch się kurczy w zastraszającym tempie. Jak bowiem wybrnąć z sytuacji, gdy poziom wody przekracza poziom gruntu o jakieś 20cm? Nie pomogły mi zdrowo-rozsądkowe argumenty męża, że przecież wszystkie działki dookoła podniosły poziom terenu o 30cm i tylko my zostaliśmy najniżej. Nawet droga, która styka się z naszą działką została utwardzona, podniesiona i (przypadkiem?) pochylona w naszą stronę. Zbieramy więc opady z wszystkich stron. Dusza mi łkała, a ciało to wyrażało jękami. Tak więc mój mąż nie bacząc na stan swojego grzbietu, zabrał się za rozwiązywanie problemu. Przekopał rowek przez drogę w najnizszym jej punkcie (która jest ślepa i kończy się za naszą działką), kierujący strumień wody zgodnie ze spadkiem terenu wzdłuż działki sąsiada do dużego rowu melioracyjnego, który biegnie za jego działką. Mały rowek wystarczył, aby utworzył się rwący strumień, który w ciągu jednej doby osuszył teren naszej działki do stanu przyjemnego błotka - znacznie suchszego jednak niż wcześniejsze bajorko. I tu narodziła nam się nowa idea aby wymyślić system odwodnienia naszych działek, odprowadzający nadmiar wody do rowu melioracyjnego (na odległość 100m). System rowów był bowiem przewidziany w planach, ale przy podziałach pola na dzisiejsze działki budowlane, bliższa nam część została zasypana przez nowych właścicieli, bo rozumiecie – komary, i takie tam przykre sprawy. Tak więc teraz studiuję meliorację...
cdn
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia