Dziennik Alicjanki
MARZEC ‘21 (wylewki)
Wczoraj byliśmy na działce zobaczyć jak murarze dokończyli ostatnie przeróbki ścian (ta skrócona w kuchni m.in.).
Przyjemne błotko wciąż aktualne, ale czuję do niego sympatię bo w końcu nie sięga do pół łydki... A poza tym po „Wenecji” zostały przyjemne kładeczki z nieheblowanych desek, prowadzące oficjalną i jedyną drogą do wnętrza domu, zgrabnie przy tym omijając pełny basen pod szambo. (Mijając basen miałam nawet wrażenie, że zarasta już algami, ale okazało się że to tylko rozpuszczająca się trawa...)
Uczucia w środku domu miałam mieszane, bo po raz pierwszy zobaczyłam hall w pełnym kształcie. Do tej pory garderoba była z jednej strony nie zabudowana i brakowało ściany. Teraz jest wszystko i okazuje się, że jest to naprawdę duże pomieszczenie. Jeśli by je jednak zmniejszyć, zostałby labirynt korytarzy.
Patrząc na nowo wybudowane skrzydło ściany w kuchni, moja wizja pozostawienia niezatynkowanej ściany z cegieł od strony pokoju dziennego wydała ostatnie tchnienie. Idea urodziła się na tyle późno, że ściana była już postawiona. Pozostawienie niezatynkowanej ściany w takim stanie, budziłoby wątpliwości, czy chcemy eksponować cegłę, czy też może zaprawę (miejscami fantazyjnie zwisającą). Rozważaliśmy więc rozebranie całej ściany i pozstawienie nowej w sposób estetyczny. Kasa jednak przeważyła decyzję na nie, a szczytna idea nieco się skurczyła.
W pewnym czasopismie niemieckim zobaczyłam jednak mieszkanie, w którym ściany z cegieł pomalowano specjalną farbą na kolor kremowy, jednak faktura cegły pozostała widoczna. Na tej ścianie w magazynie wisiało mnóstwo różnych pięknie oprawionych grafik, map itp., co pokrywało się z moimi upodobaniami. Tak więc ożywiona nowym pomysłem obmyślałam już sobie jak by to wyglądało w moim domu (oczywiście „zwisy” trzeba by przyciąć a zaprawę przeszlifować). Przed wejściem robotników zapomniałam jednak wyartykułować prośbę o bardziej estetyczne potraktowanie ściany i to co zastałam wczoraj zabiło bezpowrotnie wszelkie idee odbiegającye od płyty G-K! Panowie bowiem wiedzeni wrodzoną oszczędnością rozebrali starą ścianę (metody nie znam) i używając tej samej cegły postawili nową. Wszelkie nierówności i ubytki cegły zatarli cementem, tak więc nawet struktura cegły się nie ostała. I jak tu być artystą w takich warunkach?!
Druga kwestia – kluczowa obecnie w moim domu – to etapy wylewania podłogi. Ja byłam zdania, aby wszystko jedną ekipą opędzić i mieć ten etap z głowy. Moja słabsza połowa jest jednak zdania, że należy wylać tylko środek domu (bez garażu), a taras, wejście i garaż pozostawić na bliżej nieokreśloną przyszłość („bo tam trzeba popracować nad spadkami, a to woli sam doglądać”. Na tej ważnej dyskusji spędziliśmy pół wieczoru, wykazując wzajemny brak logiki, a kończąc na akcentowaniu swoich zasług dla tej budowy i pomniejszaniu tych należących do drugiej połowy. Sprawę zaogniła jeszcze kwestia desek z drzewa Kempas, które są właśnie na promocji i nie odbiegają wiele ceną od parkietu dębowego. Nie odbiegają wiele, czyli na całości byłaby to kwota jakichś 4-5tys, ale co to jest za zrealizowanie marzenia (zdanie moje). Pięć tysięcy tu, pięć tysięcy tam i zrobi się sto, a sytuacja finansowa jest wiadoma (zdanie Marka). Położylismy się więc spać wrogami. Zawsze jednak po nocy wstaje dzień, a my dążymy do kompromisu. Tak więc wylewki będą etapami, a Marek DOPUSZCZA myśl o deskach. Będzie zatem dobrze!
cdn
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia