Dom z widokiem?
Powoli dobiega końca historia projektu przyłączenia naszej działki do wodociągu miejskiego . Historia dobiega powoli, bo od prawie trzech miesięcy . Początkowo nie mogłam znaleźć projektanta, który wykonałby przyłącze. Obdzwoniłam chyba wszystkie instytucje w Poznaniu, które z wodą mogą mieć cokolwiek wspólnego. Ponieważ podawano mi wszędzie ten sam numer telefonu do potencjalnej Pani Projektant, stwierdziłam, że rynek zmonopolizowany albo kobietka przebojowa jest . Zadzwoniłam (ciężko było, bo przez dwa dni nikt nie odbierał, ale twardym trzeba być, jak się człowiek chce budować) i umówiłam się na spotkanie w siedzibie Aquanetu. Wstałam bladym świtem (bo pani w biurze tylko do 10-tej), młodszą pociechę pod pachę wzięłam (starszą odstawiłam do przedszkola), zjawiłam się punktualnie, zaanonsowałam w recepcji i grzecznie czekam. Czekanie z dzieckiem jest dość uciążliwe, co zapewne wie każdy, kto kiedykolwiek widział na oczy 2-latka. Na szczęście Haneczkę obdarowano kredkami (kartek do rysowania nie było, ale kredki kolorowe były przez kilka minut atrakcją) i kaczuszką do puszczania baniek (baniek nie pszczała, ale miała fajny sznurek, którym można było owijać kredki). Różni ludzie przychodzili, spotykali się , odchodzili, a mojej Pani Projektant ani widu ani słychu . Po 45 minutach pani z recepcji zapytała, czy ja nadal czekam. Chciałam powiedzieć, że nie, tylko tak sobie siedzę, bo nie mam co w domu robić, ale przecież miałam być grzeczna, więc potwierdziłam. Pani zaanonsowała mnie ponownie. I dalej czekałyśmy. Przyszedł sobie starszawy pan z wąsem i też czekał, i miło było. Nagle zza winkla wychynęła postać i rzuciła się na pana z wąsem z temi oto słowami:"Panie Tadziu, gdybym wiedziała, że to Pan tu czeka, to zaraz bym przyszła". Pan Tadziu się cofnął i oznajmił, że owszem czeka, ale na kogoś innego, na co pani z recepcji oświadczyła, że to ja czekam na oną postać. Coś mnie tknęło. Wiem, że może wąsa nie mam i postury jestem mizernej, ale żeby kazać mi czekać godzinę tylko od tak sobie, to chyba przesada . Powinnam unieść się honorem i wyjść, ale przecież rynek zmonopolizowany... Zostałam . Pani Projektant zgarnęła dokumenty przygotowane przez mnie, powiedziała, że tutaj rozmawiać nie możemy, wyceniła swoją pracę na 600 zł, kazała zapłacić sobie 50 zł zaliczki (na taksówkę miałam ) i dzwonić za miesiąc.
Dzwoniłam za miesiąc i przez następne 2,5 miesiąca codziennie, by słyszeć:"Zapomniałam, niech pani zadzwoni jutro". Przedwczoraj usłyszałam:"Przepraszam zapomniałam, niech pani zadzwoni jutro", wczoraj:"Przepraszam zapomniałam, proszę zadzwonić jutro", a dziś: "Jest nareszcie, jak to wszystko długo trwa, wreszcie się doczekałyśmy". Zatkało mnie normalnie . Ciekawe, czy dostanę rabat za ten poślizg czasowy?
A morał z tej historii taki, że trzeba ufać swojej kobiecej intuicji .
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia