Dom z widokiem?
A teraz, jak na wzorową budowę przystało, przyszedł czas na zrobienie wykopów pod fundamenty.
Pan Michał stawił się na miejscu razem z koparką, chociaż nie swoją. Jego sprzęt niestety poległ na naszym humusie . Ale będzie reaktywowany (to wiadomość dla tych, którzy popisy Pana Michała chętnie obejrzeliby na swoich działkach).
Pan Michał przyjechał z bracholem, to takie miejscowe określenie osobnika płci męskiej, zrodzonego z tej samej matki i ojca (po polsku zwanego bratem). Zajechał tenże brachol taką furą, że chyba nie było w okolicy panny na wydaniu, która by się za nim nie obejrzała. Chyba namówię Męża, żeby rzucił to klikanie w klawiaturę i zajął się porządną męską robotą, to też się mesiami bedziemy rozbijać .
Tuż po koparce przyjechali jeszcze dwaj panowie ze sznurkiem (no na sznurku, to się chyba kokosów nie da zrobić ) . I Kierownik Budowy. Na powitanie zostałam przez tego ostatniego pocałowana w rękę, co panów sznurkowych wprawiło w niejakie osłupienie. Ale ponieważ wszyscy wiedzą, kto na budowie rządzi, zaraz ustawiła się kolejka do całowania mej prawicy .
Po odbyciu rytuałów powitalnych rozeszli się wszyscy do swojej pracy. Panowie sznurkowi przywiązywali sznurek do gwoździków nabitych wcześniej przez geodetów. Pan Koparkowy kopał, gdzie mu kazali, ale co trochę zaplątywał się w sznurek. Ponieważ zaczęli się porozumiewać swoistym językiem pracowników budowlanych (składającym się z trzech wyrazów powszechnie uważanych za obelżywe, zestawianych w różnych kombinacjach) i nic z tego nie rozumiałam, oddaliłam się w stronę jeziora.
Panowie za dużo nie wykopali, bo ten sznurek plątał im się okrutnie.
Wpadli na inny pomysł, który zostanie zrealizowany dopiero w sobotę. Ja leczę oparzenia słoneczne. Generalnie dzień można zaliczyć do niezbyt owocnych, ale na osłodę mam wspomnienie porannej kolejki do mej dłoni .
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia