Dziennik Alicjanki
7 DNI DO PRZEPROWADZKI
Panowie pracownicy którzy nie przyjechali w poprzednim tygodniu tynkować ściany, przybyli w tym tygodniu. Otynkowanie ścian zewnętrznych zajęło im trzy dni. Dom natychmiast nabrał bardzo czystego i świeżego wyglądu. Po prostu widać, że jest nowy. Tym samym zewnętrzny wygląd domu może poprawić już tylko zieleń i zadbane otoczenie, a to jest już plan na następną pięciolatkę.
Jednocześnie szef poprzednich ekip tynkujących po obejrzeniu mapy pęknięć na płytach GK stwierdził, że tak nie może być. Zatem obecna ekipa (już bez poprzednio tynkujących pracowników) zaczęła nadcinać pęknięcia i sprawdzać co się dzieje, a następnie wprowadzać poprawki. Czasu jest coraz mniej, a my cofamy się w robotach wewnątrz domu. Oczywiście robotnicy lubują się w donoszeniu na winy poprzedniej ekipy, mając nadzieję na osiągnięcie efektu kontrastu w pozytywną oczywiście stronę. Jak widzę jest to jedna z cech nieodłącznych ludziom pracującym w branży budowlanej. Jedni drugich nie znoszą, jedni drugich z lubością pogrążają, a w największym nasileniu ma to miejsce w stosunkach między poprzednikiem i następcą w harmonogramie robót.
Ale wracając do przyczyn pękania: otóż po pierwsze siatka na połączeniach płyt została położona metodą losową. Czasem jest, czasem jej nie ma (na ścianach pionowych w zasadzie nigdzie jej nie ma). Panowie zatem ponownie nakładają siatkę, gipsują, a tam gdzie pęka z powodu pracy stropu – akrylują szpary. Oczywiście w sypialniach które pracowicie pomalowaliśmy „ostateczne” (ha, ha...) ma to również miejsce. Tak więc znowu nie mamy w sumie jeszcze żadnego pomieszczenia gotowego do przeprowadzki oprócz... pomieszczenia gospodarczego/kotłowni. Co więcej, w korytarzu, gdzie jest najładniej (pomalowane na słoneczno ściany, założone docelowo halogeny) teraz trzeba będzie wszystko odkurzać, bowiem docieranie ścian po raz czwarty daje efekty w postaci powszechnie występującego białego pyłu. Jedyna łazienka, która zbliża się do postaci wykończonej, nie jest jeszcze do końca ułożona, nie mówiąc o fugowaniu i montażu niezbędnych urządzeń. Także szambo czeka na uszczelnienie połączenia z ujściem kanalizacji z domu, albowiem najpierw trzeba szambo zalać wodą (wewnątrz), a następnie betonem (z zewnątrz), który ma tą metalową bekę przytwierdzić do podłoża, żeby nam nie wyskoczyła na powierzchnię jak przyjdzie mróz.
Znaleźli się wreszcie chętni na nasze mieszkanie, co prawda za skandalicznie niską cenę. Marek gdy ją usłyszał wpadł najpierw w szał gniewu i twierdził, że woli to mieszkanie utrzymywać niż oddać za bezcen. W następstwie jednak misternej, pajęczej siatki inwigilacji psychicznej Marka przez moich rodziców - niezależnej od moich wygłaszanych opinii, udało się ułagodzić w nim smoka i tym sposobem może doczekam się stołu i kuchni z prawdziwego zdarzenia. Idąc w tym kierunku w sobotę kupiliśmy płytę elektryczną, mikrofalówkę i zamówiliśmy okap kuchenny. Zamocujemy te dobra na trzech szafkach kuchennych jakie nam do tej pory w bloku służyły i w tym stanie będziemy czekać na przybycie ostatecznej kuchni. A to potrwa pewnie do Bożego Narodzenia.
Panowie pracownicy zaczęli też układanie kostki betonowej w garażu na podsypce z piasku pomieszanego z cementem. I tu ku naszemu zdziwieniu okazało się, że dosięgła nas zemsta projektu za kolejną jego zmianę. Albowiem według oryginału drzwi między garażem a pomieszczeniem gosp. otwierać się miały do środka domu (do pomieszczenia gosp.). W tymże pomieszczeniu miały też jednak być rozkładane schody na strych. Tak więc postanowiliśmy zmienić kierunek otwierania drzwi, oczywiście – miały się teraz otwierać do garażu. Po jakimś czasie, gdy zaczęły się konkretne rozmowy o piecu stojącym, stwierdziliśmy, że nie ma takiej możliwości, żeby połączyć w jednym pomieszczeniu obecność tegoż pieca z zasobnikiem, z wygodnym wejściem na strych. Zatem rozkładane schody powędrowały do garażu i spotkały się tam z drzwiami. Myśleliśmy, że ta niedogodność to jedyny efekt tych niezbyt zbornych decyzji, a tu niespodzianka....!!! Przy otwartych na oścież drzwiach od pomieszczenia gospodarczego, pozostała przestrzeń ledwo mieści samochód kombi, którym chwilowo dysponujemy. Marek miał nieco zakłopotaną minę kiedy to stwierdził. Zaczął nawet mierzyć wszystkie samochody w okolicy w celu udowodnienia sobie, że długość jego samochodu jest jakąś statystyczną pomyłką, ale nie. Zatem zaczęły się obliczenia aptekarskie na receptę bardzo precyzyjnego ustawienia samochodu w garażu. Albowiem miejsca w nim (przy otwartych drzwiach od pom. gosp, oczywiście) było akurat tyle ile zajmuje Marka samochód + 7cm! Uradzili zatem panowie, żeby kostkę układać w dwóch poziomach. Przy drzwiach do pom. gosp. miał być poziom o 5-8cm wyższy niż w reszcie garażu. Wyższy poziom miał się kończyć krawężnikiem, żeby dojeżdżając do niego kołami samochodu mieścić się dokładnie na tyle aby móc zamknąć bramę garażową. Wszystko zostało ustalone, no i tym razem to Marka napadła gwałtowna refleksja budowlana – przypadłość która wcześniej nękała mnie nocami. Jadąc ze mną samochodem nagle gwałtownie zahamował ze słowami – ZAPOMNIAŁEM O ŚREDNICY KÓŁ!!! Moja inteligencja nie jest na tyle prężna abym mogła się wtedy domyśleć o co chodzi. Patrzyłam na niego cokolwiek podejrzliwie – może mu główka przemarzła, lub wiatr resztkę rozumu przez uszy wywiał?Okazało się, że chodziło mu o to, że jeśli krawężnik będzie miał 5cm wysokości, samochód pojedzie dalej do przodu niż gdyby miał 8cm wysokości. A przy takich luzach wokół samochodu, może to mieć fatalne skutki dla zderzaków... Tak więc zawrócił samochód i obliczył należną wysokość krawężnika używając wzoru na bok trójkąta i pierwiastka z Pi kwadrat, a także mierząc grubość palców osób prowadzących, co by nie uległy zmiażdżeniu przez bramę garażową. Na szczęście to ja mam chudsze...
cdn
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-10-28 14:09 ]
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia