"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Dawno, dawno temu... czyli przed sławetną datą 25 marca roku 2003 (o której w dalszej części) postanowiliśmy po długich rodzinnych naradach, że chyba jednak można by się rozejrzeć za własnymi czterema kątami. Koszty mieszkania "u siebie - nie u siebie" czyli w bloku przeważyły. Od razu podjęliśmy kilka założeń przy poszukiwaniach.
Problemem największym w wyborze lokalizacji jest niestety to, że Patrycja, (czyli moja druga połowa, zwana połowicą, lub też bardzo trywialnie w pewnych kręgach po prostu żona) pomimo posiadania takiego papierka, co to umożliwia kierowanie pojazdami mechanicznymi o masie do 3,5 tony nijak z tego dokumentu korzystać nie chce. Awersja jakaś kurczę czy co?
Drugim "problemem" jest obecnie 4,5 letnia Igusia owoc naszego związku. Za kilka lat pójdzie do szkoły, i nie chcielibyśmy, aby chodziła do szkoły wiejskiej, gminnej czy jakiejś tam innej - jesteśmy mieszczuchami i nasza córa będzie chodziła do szkoły w mieście. Koniec. Kropka. Czyli działka musi być położona na terenie miasta, najlepiej gdzieś blisko centrum, a przy tym w spokojnej okolicy (cholera - ale wymagania....).
No i kolejne założenie to możliwość prowadzenia jakiejś działalności gospodarczej bez konieczności wynajmowania pomieszczeń, co w dzisiejszych trudnych czasach jest bardzo istotne.
Trochę oszczędności mieliśmy ze sprzedaży poprzedniego auta, rodzice także zadeklarowali swoją pomoc (okazało się że niemałą), do tego jeszcze zawsze pozostaje lichwa w postaci kredytu bankowego. Czyli - szukamy !!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia