"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Poprzedni właściciele w sposób radosny podeszli do tematu sadzenia drzew. W granicy działki posadzili topole. Pięknie! Tylko, że posadzili je w odstępach co metr - dwa. Ładnie to wyglądało jak było malutkie. Ale teraz "wzięło i urosło" i wygląda jak gigantyczny żywopłot. A do tego jeszcze z racji gęstości, wieku i braku pielęgnacji cześć tych drzew zaczęła pomału usychać od góry. W wietrzne dni strach było tam chodzić. Sam się o tym przekonałem dopiero jak zobaczyłem z bliska te gałęzie po ścięciu.
Widok na nasze wspaniałe drzewka - niestety obiektyw nie był w stanie ich objąć w całości:
http://www.zkoszarydzow.pl/murator/007.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/007.jpg
No więc trzeba to jakoś uporządkować. Szczerze mówiąc najlepiej byłoby wyciąć wszystkie te drzewa - nie żebym był wrogiem zieleni, ale ich stan jest naprawdę nieciekawy. Większość ma pnie z powrastanym drutem kolczastym, popękane i zniszczone.
Nasi nowi przyszli sąsiedzi także nie widzą problemu związanego z wycięciem tych drzew. Nawet sie z tego trochę cieszą bo jest prosta zasada: dużo drzew = dużo liści do sprzątania.
Czas więc na pierwszy kontakt z Wydziałem Ochrony Środowiska i Leśnictwa naszego Urzędu Miasta.
Pełen zapału popędziłem do rzeczonego wcześniej urzędu i złożyłem PIERWSZE podanie w sprawie wycinki 22 drzew na naszej działce (pierwsze dlatego dużymi bo to generalnie pierwsze podanie dotyczące naszej działki i bojów z urzędami). Podanie kosztowało całe 5,50 PLN - 5 za podanie i 0,5 za załącznik - mapkę i narysowanym położeniem drzew i obwodami ich pni na wysokości 130 cm od ziemi. Pani w urzędzie zrobiła co prawda wielkie oczy ze względu na ilość drzew, ale wniosek przyjęła - w ciągu miesiąca mamy mieć komisję i wizję lokalną.
Wizja lokalna - mocno powiedziane. Przyszła sobie miła pani z urzędu i kolejno opisywała i oglądała drzewa. Nie wiedziałem, że ona aż tyle musi pisać o każdym drzewie. Chyba po pół strony A4 drobnym tekstem. Ale jak wyjaśniła - musi pisać dokładnie, żeby jej potem nikt niczego nie zarzucił.
W trakcie wizji wyszło, że drzew jest nie 22 a 47!!! Po prostu zapomnieliśmy pomierzyć te mniejsze zaaferowani pomiarami olbrzymów. Ale opis pani urzędnik objął wszystkie te drzewa - podobno uda się je podpiąć pod ten wniosek który złożyłem. A potem zobaczymy na co decyzja będzie pozytywna.
Oczekiwanie trochę trwało bo "...z powodu nawału pracy urzędu przesuwam termin wydania decyzji...." bla, bla bla. Ale w końcu JEST!. Pobiegłem do urzędu, zapłaciłem 76 PLN w znaczkach skarbowych i od tego momentu jesteśmy posiadaczami PIERWSZEJ decyzji urzędu dotyczącej naszej działki (pierwszej jest dużymi pewnie już wiecie dlaczego). Kawałek papieru odebrany z urzędu zezwala nam na wycięcie 33 drzew i 30 m2 krzewów. Kilka drzew kazano nam zostawić. Najśmieszniejsze jest w tym to, że pozostać mają między innymi 2 topole - mogę je za to przyciąć pielęgnacyjnie. Na początku nic z tego nie rozumiałem, jednak po pewnym czasie zorientowałem się o co chodzi (więcej o tym przy Pozwoleniu nr 3).
Załatwienie tego nie było wcale takie trudne jak myślałem. W rewanżu mamy co prawda posadzić 100 m2 krzewów w miejscu uzgodnionym z urzędem - koszt całego nasadzenia około 1600 PLN.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia