"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
W pierwotnej wersji wycinką drzew miał się zając nasz wuj - drwal. Na codzień pracuje przy cięciu drzew w lasach więc fachowiec z niego. Stwierdziliśmy, że warto by jednak było trochę "oczyścić przedpole" prac. I zaczęły się nasze wypady na działkę. Wycinaliśmy krzaki, uschnięte i nie uschnięte drzewa owocowe, całe połacie pokrzyw. Patrycja wycięła spore poletko porzeczek. I zrobiło się jaśniej.
Przygotowania do pierwszych wycinek
http://www.zkoszarydzow.pl/murator/008.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/008.jpg
Przy okazji poznaliśmy kilku mieszkańców naszej działki - oto ślimaczek (najpewniej winniczek)
http://www.zkoszarydzow.pl/murator/011.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/011.jpg
A skoro opanowałem w stopniu podstawowym obsługę piły spalinowej to nadszedł moment w którym trzeba było zacząć wycinać większe
roślinki
i poleciało kolejne... zostało jeszcze 35 sztuk
http://www.zkoszarydzow.pl/murator/009.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/009.jpg
Wszystkie te drzewa które miały wysokość mniejszą od absurdalnej udało nam się wyciąć jeszcze nie fatygując żadnego fachowca. Korzystaliśmy tylko z nieocenionej pomocy Taty Michała.
Przy zabieraniu się za cięcie "potworów" (tak pieszczotliwie nazywałem te pozostałe drzewa na działce) zrobiłem najpierw rozeznanie wśród
fachowców wynajmujących zwyżki i zajmujących się wycinaniem drzew. O ile ceny pracy zwyżki na poziomie 50 zł/h jeszcze były do przełknięcia, to oferty ludzi zajmujących się samym cięciem już nie bardzo nas cieszyły. Niektóre zamykały się w kwocie 400 - 500 PLN za drzewo plus koszty podnośnika (a w niektórych rozwiązaniach nawet dźwigu). Do tego drzewa te rosły przy linii energetycznej co jeszcze skomplikowała prace.
Koniec końców drzewa w pierwszej wycince zostały skrócone poniżej linii energetycznej. SUPER - potem to już praktycznie we własnym zakresie można pozostałe pnie przewrócić bez ciężkiego sprzętu. Po pierwszym dniu prac wycinkowych byłem załamany - niewiele się zmieniło w wyglądzie i ilości drzew bo zniknęło tylko kilka konarów. Całość prac trwała 3 godziny, a sprzątaliśmy po tym dwa dni. Horror powtórzył się po kolejnych 2 dniach, ale tym razem już 4 drzewa zostały kompletnie "obrobione" tak że poostała nam wycinka samych pni. Przy okazji niestety okazało się, że tych "najokazalszych egzemplarzy" topoli nie dadzą rady wyciąć bo zwyżka 18 metrowa jest za mała. Będę musiał poszukać człowieka z "większym sprzętem"
Człowieka znalazłem - podnośnik 22 metry i robi dużo wycinek dla urzędu miasta. No to spoko - przyjechał, pooglądał i mówi: "będę dopiero w poniedziałek bo mi się podnośnik zepsuł - za całość po 100 od sztuki". Czyli całkiem nieźle. Od rana liczyłem na to, że facet pojawi się na działce. Wypalaliśmy z Patrycją gałęzie po poprzednich wycinkach. Gdy już zwątpiłem że udało się podnośnik naprawić o 13:30 zameldował się do pracy. Wszystko szło mu w miarę sprawnie - może poza tym, że pierwszym cięciem zrzucił czubek topoli na orzech który chcieliśmy zostawić i połamał mu czubek - grrrrrr. Potem jeszcze sporo hałasu było o gałęzie które poleciały na garaże - robiły sporo rumoru i "garażowcy" się niepokoili o stan swoich "budowli". Ostatnie drzewo - wielką brzozę ciął już w całkowitej ciemności. Ale obyło się bez strat. Szybko i sprawnie. Posprzątali nawet to co pozrzucali na chodnik - tak, ze nawet nie miałem zbyt wiele sprzątania w dniu ścinki.
Po wszystkim mieliśmy kilka roboczych dniówek na działce, ale było bardzo sympatycznie bo widać już było koniec prac. Z każdym dniem ubywało materiału do palenia, łamania i piłowania. Do tego jeszcze niemal każdego dnia pojawiał się ktoś chętny na zakup drewna. A jak nas nie było na działce to drewna po prostu ubywało.
Tak wyglądały drzewa a właściwie smutne kikuty przed końcową amputacją
http://www.zkoszarydzow.pl/murator/012.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/012.jpg
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia