"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Do trzech razy sztuka. Oglądając nasz jeszcze stojący budynek stwierdziliśmy, że od strony drogi osiedlowej wyrastają z jego fundamentów całkiem spore drzewa. Konkretnie to kilka sporych krzewów czarnego bzu, wierzba tak zdegenerowana, że pozostał z niej jeden konar opierający się na ścianę naszego "domu" i pokaźny klon jesionolistny wybijający wprost z fundamentów.
klon jesionolistny rosnący zaraz za domem
http://www.zkoszarydzow.pl/murator/013.jpg" rel="external nofollow">http://www.zkoszarydzow.pl/murator/013.jpg
No więc wysmarowałem kolejne podanie do Wydziału Ochrony Środowiska. Umówiliśmy się na spotkanie, tym razem stroną był jeszcze Miejski Zarząd Dróg, gdyż drzewa rosły na terenie przez nich zarządzanym. Przyjechaliśmy na umówioną godzinę, pooglądaliśmy, panowie sobie drzewa opisali i stwierdzili, że problemu nie będzie. Decyzja zostanie wydana na Wydział Geodezji który jest w imieniu miasta formalnym właścicielem gruntu, a ja sobie z nimi podpisze porozumienie, że wytnę te drzewa nie obciążając ich kosztami tej pracy.
I tak tez się stało. Po mniej więcej miesiącu dostałem najpierw informację o wydaniu decyzji, a potem zaproszenie by stosowne porozumienie podpisać.
Mamy nadzieję, że to już koniec korespondencji z tym wydziałem Urzędu Miasta bo gdy pojawiam się w tamtejszym sekretariacie to wzbudzam lekkie poruszenie
No i pozostało nam wciąż drzewa od strony zachodniej. Ta wycinka odbyła się w grudniu, już po wyburzeniu budynku. O ile wycięcie krzewów bzu nie było problemem, to juz położenie pozostałych dwóch drzew ta. Wierzba kładła się wprost na garaże i należało użyć sporej siły by ja stamtąd odciągnąć. Niestety okazał się być drzewami bardzo kruchym i do tego zniszczonym od wewnątrz bo po przyłożeniu piły do cięcia przygotowawczego bez żadnego ostrzeżenia runęła. Zahaczyła o garaże tylko tak na jakieś 3 metry więc gałęzie nie było grube i wszystko dobrze się skończyło. Drugie drzewo poszło już łatwiej - ciągnąłem je samochodem (chociaż linka była krótka i jakby auto zgasło....to ojojoj)
Na szczęście udało się. Drzewa jeszcze tego samego dnia uprzątnęliśmy - co niepotrzebne zostało spalone a większe pniaki poszły za płot - do sąsiadki - bo w końcu z sąsiadami trzeba dobrze żyć - no nie?
I tym oto sposobem nie mamy juz tylu drzew na działce a dodatkowo zdobyliśmy sprawność drwala.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia