"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Nasze założenia początkowe: lokalizacja w rogu działki, północna ściana ślepa (sąsiedzi), powierzchnia ok. 130 m2, dwa jasne pokoje dla dzieciaka (-ów), pokój na razie zwany "roboczym" - może się kiedyś przydać dla np. rodziców, otwarta kuchnia z widokiem na salon połączony z jadalnią. Całość podpiwniczona. Ściany z porothermu 3 warstwowe. Dach kryty gontem bitumicznym.
Praca nad projektem upływała nam bardzo sprawnie. Architekt w większości "w locie" przechwytywał nasz pomysły i przenosił je na projekt. Oczywiście z "naszej" pierwotnej wersji pozostało niewiele - miała ona zbyt wiele błędów i rozwiązań które byłyby zbyt skomplikowane (drogie) w realizacji. Stopniowo projekt przechodził fazę przepoczwarzania się.
Przez cały czas pomagała nam w pracy nad "poczwarką" lektura Muratora jako gazety jak i przekopywanie się przez setki wątków na liście dyskusyjnej - forum muratora.
W wersji ostatecznej udało się utrzymać prawie wszystkie pierwotne założenia. Przy okazji bryła budynku wyszła całkiem zgrabna - chociaż teraz patrząc teraz z innej perspektywy totalnie nie pasująca do otoczenia w którym miała stać. A układ pomieszczeń jest rozsądnym kompromisem funkcjonalności i wymogów narzuconych zaraz na starcie - i jeśli o to chodzi byliśmy nieustępliwi.
O ile praca na początku szła szybko o tyle szlify na projekcie, by nadawał się od do złożenia do urzędu z winy naszego architekta ciągnęły się niemiłosiernie. Projekt miał być gotowy na koniec stycznia, a mieliśmy już środek marca. A na wiosnę chcieliśmy ruszyć.... W międzyczasie spotkaliśmy się z naszym kuzynem, który studiuje architekturę (4 rok). Wszedł na naszą stronę o projekcie i budowie, i jak obejżał projekt to stwierdził, że koniecznie musimy się spotkać i o nim porozmawiać.
No więc spotkaliśmy się z nastawieniem, że będziemy musieli odpierać jego ataki dotyczące projektu. Ale po 10 minutach już sami zaczęliśmy zauważać, że ten projekt to chyba nie jest do końca to o co nam chodzi. Argumentacja była tak rzeczowa i logiczna, że nie pozostawiła w nas cienia wątpliwości. Z krótkiego spotkania zrobiła się robocza nocka. Siedzieliśmy, dyskutowaliśmy i kreśliliśmy po strasznej ilości papieru.
I tak narodził się zarys nowej koncepcji naszego domu. Bez piwnic, za to z użytkowym parterem i mieszkalną częścią na piętrze. Kształtem przypominający nowoczesne budownictwo jakie widać teraz w fachowych pismach o architekturze. Zamiast wielospadowego dachu stropodach. Doszła do tego jeszcze zmiana technologii z porothermu na silikat.
Automatycznie podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu prac nad pierwszym projektem i w krótkim czasie udało nam się to załatwić i rozliczyć z architektem. Był trochę zaskoczony, ale gdyby się nie ociągał dostałby pewnie całą umówioną sumę.
A dla nas nadszedł czas ponownego siedzenia na zmianę nad stosem kartek i przy komputerze. Po dość długo trwającej wymianę zdań dostaliśmy do wglądu coś, czemu po odrzuceniu wcześniejszych uprzedzeń co do projektu i wyglądu domu, nie mogliśmy zbyt wiele zarzucić (poza drobnymi raczej poprawkami które są raczej nieuniknione)
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia